Do tej pory jego szefowie woleli kontaktować się z przedstawicielami rządu. Wczoraj z dziennikarzami spotkał się David Wells – szef marketingu JP Morgan na region Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki.
Okazało się, że czarę goryczy przelała rezygnacja PKO BP z usług doradztwa przy planowanej emisji akcji. Jeszcze 29 czerwca, w przeddzień walnego zgromadzenia banku, które miało podjąć kontrowersyjną decyzję o wypłacie wysokiej dywidendy, Bill Winters, jeden z szefów JP Morgan, wysłał pismo do ministrów skarbu i finansów, w którym dowodził, że powiązanie wypłaty z zysku z emisją akcji zostało starannie przemyślane.
Okazuje się, że doradca sugerował PKO BP trzy rozwiązania: przy braku dywidendy emisja akcji mogła się odbyć w każdym czasie. Jeżeli bank miałby dzielić połowę ubiegłorocznego zysku (2,88 mld zł), wówczas kapitały mogłyby zwiększyć się o kwotę dywidendy. W przypadku wypłaty całego zysku wartość emisji, zdaniem JP Morgan, powinna sięgnąć przynajmniej kwoty płaconej dywidendy. Na takie rozwiązanie zgodził się były już prezes Jerzy Pruski. Ostatecznie WZA PKO BP zdecydowało o wypłacie 1 mld zł dywidendy, z opcją dywidendy zaliczkowej płaconej po emisji, a Pruski został odwołany.
Bill Winters przywołuje w liście z końca czerwca przykłady zarzutów stawianych JP Morgan (m. in. współpraca z holenderskim inwestorem w PZU – Eureko) i pisze: „czujemy się zobowiązani bronić honoru banku w odniesieniu do aktualnych ataków”. Już wtedy instytucja z Londynu obawiała się utraty kontraktu z PKO BP.
Obawy zmaterializowały się 22 lipca. Wtedy właśnie PKO BP poinformował, że przy planowanej emisji akcji spółce doradzą Deutsche Bank i Bank of America Merrill Lynch. Tego samego dnia JP Morgan pisze kolejny list do MSP, w którym zapewnia o „pełnym zaangażowaniu wobec Skarbu Państwa i PKO BP” i chęci uczestniczenia w emisji jako członek konsorcjum doradczego.