To pierwszy przypadek tego rodzaju kooperacji w historii polskiego rynku ubezpieczeniowego.Dlaczego ING nie chce oferować takich produktów na własne ryzyko? – Rynek takich polis z pewnością się rozwinie, ale uważamy, że to nie jest dobry moment, by mocniej na niego wchodzić – wyjaśnia Bławat.
Sieć własna ING Życie liczy 2,6 tys. agentów i 65 placówek. Bławat mówi, że w najbliższym czasie nie powiększy się, ale też nie skurczy.W pierwszych sześciu miesiącach tego roku ubezpieczyciel zebrał 1,55 mld zł składek, o 70,6 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. – W połowie 2008 roku zaczęliśmy sprzedaż produktów ze składką jednorazową przez ING Bank Śląski. Zapewnia nam to 60 proc. przypisu. Jeszcze na początku ubiegłego roku większość składki pozyskiwaliśmy przez agentów i brokerów – mówi Bławat.
Szef ING TUnŻ przyznaje jednak, że towarzystwo nie chce sprzedawać zbyt wielu polis jednoskładkowych, które generują duży przypis. Planuje rozwijać sprzedaż produktów ochronnych o składce regularnej. – Aby spełnić wymogi wypłacalności, trzeba mieć kapitał. Im więcej zbiera się składek, tym więcej jego potrzeba. Co prawda cały zysk za 2008 rok został przeznaczony na kapitał rezerwowy, ale nie chcemy doprowadzić do sytuacji, w której będzie potrzebne dokapitalizowanie towarzystwa – twierdzi. Według jego szacunków ING Życie powinno zebrać w tym roku od 2,7 do 3 mld zł składek.
W I półroczu ING Życie wypłaciło 1,9 mld zł odszkodowań i świadczeń, ośmiokrotnie więcej, niż w tym samym okresie 2008 r. – To rezultat wychodzenia klientów z 6-miesięcznych polisolokat, które oferowaliśmy przez ING BSK – wyjaśnia Bławat.W I półroczu ING Życie zarobiło 101,2 mln zł, o 14,3 proc. więcej niż rok wcześniej. – W całym roku powinniśmy wypracować zysk pomiędzy 170 a 180 mln zł – przewiduje szef ING TUnŻ.