Taki jest koniec sporu brokera ze spółką, która zleciła przygotowanie debiutu giełdowego. Przypomnijmy, że w dniu zapisów (10 marzec 2009 r.) IDMSA wypowiedział Bowimowi umowę, powołując się na „okoliczności leżące wyłącznie po stronie firmy”. Problem z tym, że oferujący gwarantował powodzenie emisji, gdyby inwestorzy nie dopisali – w ramach umowy o subemisję inwestycyjną miał objąć papiery za kwotę do 50 mln zł.

Komunikat IDMSA informuje, że obie strony sporu „złożyły stosowne oświadczenia o wzajemnym zrzeczeniu się roszczeń”. Co więcej, broker przygotuje spółkę do debiutu w II kwartale 2010 r. – Porozumieliśmy się i będziemy kontynuować prace nad emisją – tłumaczy Rafał Abratański, wiceprezes domu maklerskiego. Pytany o przyczyny wypowiedzenia umowy, odpowiada. – Dziś Bowim to znowu nasz klient. Nie chcemy komentować przeszłych zdarzeń. W dalszym ciągu uważamy, że to dobra inwestycja – podkreśla.

Czy zapowiedź objęcia akcji za 33 mln zł to przyznanie się IDMSA do błędu? – Nie ma mowy tutaj o żadnym błędzie którejkolwiek ze stron umowy. Teraz parametry transakcji są lepsze. Cena, jaką zapłacimy za akcje, jest niższa – wyjaśnia Rafał Abratański. Nie precyzuje jednak, ile broker zapłaci za akcje, ani jaki udział w podwyższonym kapitale spółki obejmie. Szczegóły określi walne zgromadzenie Bowimu 31 sierpnia.

Skąd IDMSA weźmie pieniądze na zakup? – Po dokapitalizowaniu mamy wystarczająco dużo aktywów. Wystarczy upłynnić część z nich. To zrozumiałe, że pieniędzy z emisji akcji w 2008 r. nie trzymamy w kasie – wyjaśnia wiceprezes. Według raportu grupy za I kwartał 2009 r. IDMSA dysponował na koniec marca instrumentami finansowymi do sprzedaży o wartości 4 mln zł, z kolei inwestycje w jednostkach zależnych sięgała 408,8 mln zł. W kasie spółki pozostawało 66,9 mln zł, z czego 63,8 mln zł należało do klientów. Ze 120 mln zł pozyskanych z emisji IDM 75 mln zł zainwestował na rynku publicznym, 34 mln zł – na niepublicznym.

Prawnicy oceniają, że porozumienie to najlepszy sposób wyjścia z sytuacji w takich przypadkach. – Nie ma szczegółowych przepisów dotyczących wycofania się z umowy o subemisję. W tym zakresie obowiązuje jej treść. Zwykle żadna ze stron nie chce testować, co powie sąd, chociażby z uwagi na ryzyko utraty reputacji w wyniku długiego postępowania oraz brak precedensów – komentuje Leszek Koziorowski, partner kancelarii Gessel.