Dokument, do którego dotarł „Parkiet”, trafił do przedstawicieli grupy roboczej, w której są m.in. osoby reprezentujące towarzystwa emerytalne, nadzór oraz resort finansów. Na zgłaszanie uwag resort pracy przewidział okres do 14 września.

OFE B mają zredukować straty przyszłych emerytów w razie bessy lub chwilowego załamania rynku. Ale zarobek w nich będzie niewielki. Benchmarkiem dla zarządzających ma być inflacja z poprzedniego roku. Obecne OFE poza bessą wypracowują kilkanaście procent rocznie. Pieniądze do OFE B mają być przenoszone stopniowo, w pięciu corocznych transferach (między 5. a 10. rokiem przed osiągnięciem wieku emerytalnego). Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych proponuje przelew jednorazowy, pięć lat przed uzyskaniem praw emerytalnych. Resort zbadał, jakie miałoby to skutki.

Tak czy inaczej, w większości wypadków w miesiącu przenoszenia się do OFE B (symulacja na danych z okresu 2000 – czerwiec 2009) klient będzie miał nominalną stratę, której nie miałby, gdyby pozostał w OFE A. – Ale przy przenoszeniu kapitału na raty nie będzie narażony na realizację straty w bessie, bo ceny się uśrednią – mówi „Parkietowi” wiceminister pracy Marek Bucior.

Propozycja IGTE byłaby opłacalna głównie na „górce hossy”. Z wyliczeń opartych na danych od stycznia 2000 r. do czerwca 2004 r. (czyli równo pięć lat temu) wynika, że powodowałaby średnio 34-proc. stratę. W czasie bessy ta strata byłaby znacznie większa. Zaletą OFE B będzie to, że od składek nie będą w nim pobierane opłaty (w OFE A wyniosą 3,5 proc.). Ministerstwo tłumaczy to m.in. tym, że strategia inwestycyjna tych subfunduszy będzie dość pasywna, oparta głównie na papierach dłużnych.

Według IGTE, OFE B są potrzebne od zaraz. Resort pracy myśli inaczej. – Po historycznie najgłębszym załamaniu wartości jednostek możliwość przeniesienia przez członków OFE swoich oszczędności do subfunduszy bezpiecznych oznaczać może realizację straty – czytamy w dokumencie.