Już od przeszło trzech miesięcy pośrednicy finansowi sprzedający fundusze inwestycyjne mają obowiązek przetestowania potencjalnych nabywców jednostek. Chodzi o wprowadzoną unijną regulacją MiFID konieczność sprawdzenia, czy dla danego klienta inwestycja w fundusze jest dobrym rozwiązaniem, a jeśli tak, to jakiego rodzaju jednostki są dla niego odpowiednie. Na rynku coraz głośniej mówi się, że te badania pozbawione są sensu.
[srodtytul]Expander się wyłamał[/srodtytul]
Testy adekwatności i odpowiedniości zaproponowała Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami. Każda z instytucji ma prawo opracować własne, które spełniać będą kryteria określone w rozporządzeniu. – Wszyscy pośrednicy finansowi dostosowali się do MiFID i badają klientów. Równocześnie wszystkie te firmy, poza Expanderem, zastosowały polecane przez nas testy – mówi Marcin Dyl, prezes IZFiA.
– Opracowaliśmy ankietę oceniającą profil ryzyka klienta długo przed pojawieniem się takiego obowiązku. Gdy został wprowadzony MiFID, dostosowaliśmy ją tylko do wymogów dyrektywy. Cały czas dobrze się sprawdza – mówi Katarzyna Siwek, kierownik działu analiz w Expanderze. Nonsens
Niewykluczone, że Expander i jego klienci wiele nie tracą. Jak wynika z naszych rozmów z przedstawicielami TFI, którzy współpracują z dystrybutorami, testy nie do końca spełniają swoje zadanie. Miały głównie chronić klientów przed zbyt ryzykownymi inwestycjami. – Bez względu na wynik testu większość klientów i tak realizuje swój plan inwestycyjny. Jeśli nie chcą jawnie postąpić wbrew wynikowi testu (można podpisać oświadczenie i na własne ryzyko wybrać inny fundusz niż zalecany – red.), znajdują różne wyjścia.