Minister finansów Jacek Rostowski powiedział, że rząd szuka najlepszego rozwiązania na złagodzenie negatywnych skutków reformy emerytalnej dla finansów publicznych. – To jest reforma, której nie zamierzamy cofać – zaznaczył. Wskazał, że jej koszty z punktu widzenia długu publicznego są wysokie i cały czas rosną.
[srodtytul]Byłoby dobrze, ale...[/srodtytul]
– Twórcy reformy emerytalnej nie uwzględnili jej kosztów w przyszłości. Jest czas, by to naprawić w kontekście obecnej dyskusji na temat zmian w OFE – powiedział Jacek Rostowski.
W ramach reformy przeprowadzonej w 1999 r. ta część składki od wynagrodzenia, która trafia do otwartych funduszy emerytalnych, a nie do ZUS, jest rekompensowana zakładowi w postaci dotacji budżetowych. Są one finansowane poprzez emisję papierów skarbowych. Dzięki temu ZUS ma pieniądze na wypłacanie bieżących emerytur. Według szacunków MF dług publiczny związany z koniecznością dotowania ZUS sięga obecnie 13 proc. PKB (wobec całego zadłużenia oscylującego wokół 50 proc. PKB). W 2015 r. koszty wynikające z reformy dojdą do 20 proc. PKB, a w 2030 r. będzie to już 30 proc. PKB.
– Jeżeli odejmiemy tę część, która wynika z II filaru reformy emerytalnej, w 2015 r. będziemy jednym z krajów o najmniejszej relacji długu publicznego do PKB w Europie – stwierdził minister.– Francja i Niemcy mogą mieć w 2013–2014 r. dług publiczny do PKB w okolicach 100 proc. Natomiast my w tym czasie będziemy w okolicach 35 proc. PKB. To będzie wynikało również z szybszego wzrostu gospodarczego naszego kraju – podkreślił minister.