[b]Czego się pan spodziewa w 2010 r. w branży private equity? To będzie rok pod znakiem wejść w nowe inwestycje czy raczej wyjść z dotychczasowych?[/b]
Transakcji obu typów będzie mniej więcej po równo. I niewiele. Dokonywanie nowych inwestycji będzie dla funduszy tak samo trudne jak i w 2009 r., kiedy w całym naszym regionie było ich pewnie nie więcej niż dziesięć, z czego połowa w Polsce.
[b]Co będzie przeszkodą?[/b]
Podstawowy problem to wciąż duże rozbieżności w oczekiwaniach co do cen spółek. Wyceny na giełdach, szczególnie na warszawskiej, znowu są wysokie. Niejedna średnia spółka, a głównie takimi się interesujemy, notuje wskaźnik cena do zysku na poziomie blisko 50. Właściciele firm to widzą i mówią nam, że jeśli nie zapłacimy im odpowiednio dużo, nawet ponad dziesięć razy EBITDA, jak to miało miejsce w szczycie hossy, to mogą pójść na giełdę.
[b]Czy bez spadków giełdowych indeksów oczekiwania właścicieli spółek się nie zmniejszą?[/b]