Pozwolenie na uruchomienie rezerw podpisał w piątek minister gospodarki. W jego dyspozycji w magazynach jest ponad 410 mln m sześc. gazu. To ilość wystarczająca na pokrycie całego krajowego zapotrzebowania przez tydzień, gdyby innych dostaw w ogóle nie było. Ale taki scenariusz nie wchodzi w grę, bo Polska korzysta z krajowych złóż, a PGNiG ma jeszcze zapasy surowca w swoich magazynach oraz dostawy z importu – Rosji i Niemiec.

Po wydaniu decyzji Waldemar Pawlak tłumaczył dziennikarzom w Sejmie, że rezerwy gazu z magazynów będą zużywane stopniowo w miarę potrzeb. – To, że te firmy dostały zgodę na korzystanie z tych magazynów i rezerw, nie oznacza, że natychmiast wezmą wiaderko i wszystko zużyją – stwierdził minister.

I zaznaczył, że decyzja o tym, czy zapasy zostaną wykorzystane, należy do PGNiG i operatora gazociągów przesyłowych, czyli Gaz Systemu. W opinii Pawlaka obie firmy powinny postępować w sposób racjonalny i nastawiony na maksymalnie skuteczne i efektywne wykorzystanie surowca.Ale – jak przyznał – sytuacja zależy w dużej mierze od temperatur, jakie będą w Polsce.

Obecnie w kraju zapotrzebowanie na gaz wynosi 55 mln m sześc. na dobę. Z magazynów PGNiG do odbiorców trafia 10–15 mln m sześc. na dobę.Rzeczniczka Gaz Systemu Małgorzata Polkowska zapewnia, że obecnie „nie ma konieczności korzystania z zapasów obowiązkowych”. A przedstawiciele PGNiG dodają, że gaz dociera do wszystkich odbiorców zgodnie z zamówieniami. Zatem sprzedaż surowca do zakładów chemicznych i Orlenu, czyli największych odbiorców przemysłowych, odbywa się bez zakłóceń.

Zakłady Chemiczne Police i Orlen na początku roku otrzymały zawiadomienia z PGNiG, że mogą dostać mniej surowca, niż zamówiły. To zawiadomienie spowodowało, że zarząd Gaz Systemu kilka dni temu wystąpił z wnioskiem do ministra gospodarki o dostęp do rezerw. A.ŁA,