Wiadomo natomiast, że nie robili tego finansiści z Londynu, jak sądzono jeszcze na początku tygodnia.
– Nie potwierdziła się teza, że giełdowe zdarzenie sprzed tygodnia było świadomym działaniem zagranicznej instytucji finansowej z Londynu w celu osiągnięcia korzyści na pozagiełdowym rynku transakcji pochodnych – powiedział w piątek rzecznik KNF Łukasz Dajnowicz.
Dodał, że przy okazji sprawdzania „cudofixingu” zidentyfikowano inne czynności podmiotów nadzorowanych przez KNF, które będą wyjaśniane z zainteresowanymi. Obecnie trwają analizy sposobu realizacji dyspozycji klienta przez dom maklerski, które zachwiały rynkiem w poprzedni piątek.Przypomnijmy, że tuż przed ostatnią godziną handlu, kiedy – jak w każdy trzeci piątek ostatniego miesiąca kwartału – ustala się kurs rozliczeniowy kontraktów, pojawił się znaczny popyt na akcje wszystkich spółek z WIG20.
W ciągu 10 minut (między 15 a 15: 10) zrealizowano zlecenia kupna pochodzące od zagranicznej instytucji za około 20 mln zł. To z kolei spowodowało skok indeksu w górę o prawie 2 proc. Do końca sesji instytucja ta kupiła akcje z WIG20 o wartości ok. 290 mln zł. Wszystkie akcje kupione przez tę instytucję w godz. 15:00–15:10 zostały sprzedane na zamknięciu notowań. Instytucja ta nie miała zajętej żadnej znaczącej pozycji na marcowych kontraktach terminowych na WIG20. Nadzór ustalił, że zlecenia te pochodziły z Londynu. W tym dniu zanotowano rekordowe w historii GPW obroty.
Według danych za 2009 rok inwestorzy z Londynu odpowiadali za 68 proc. handlu akcjami na GPW generowanego przez graczy z zagranicy, w handlu kontraktami mieli ok. 35--proc. udział.