Tracił również złoty. Wczoraj za euro płacono już nawet 4,13 zł, najwięcej od końca 2009 r. A ponieważ euro osłabia się wobec dolara, to amerykańska waluta drożeje jeszcze szybciej – wczoraj kosztowała już 3,27 zł.

– Inwestorzy nie zwracają zbytniej uwagi na korzystne prognozy dla Polski z uwagi na to, że powrót koniunktury w całej Europie stoi obecnie pod znakiem zapytania – ocenia Timothy Ash, analityk w Royal Bank of Scotland.Rynek źle zareagował na brak sygnałów ze strony Europejskiego Banku Centralnego, że zamierza on skupować długi krajów z problemami. Według części komentatorów takie posunięcie rzeczywiście dałoby szansę uniknięcia dłuższego kryzysu.

Bez interwencyjnych zakupów z Frankfurtu rządy muszą radzić sobie same, szukając finansowania deficytu na rynku. Hiszpania sprzedała na wczorajszej aukcji obligacje pięcioletnie wycenione na 3,532 proc., czyli o 0,72 pkt proc. więcej niż na poprzednim przetargu przed ponad dwoma miesiącami. Testem dla innego zagrożonego kraju – Portugalii – będzie najbliższa środa. Na ten dzień rząd w Lizbonie zapowiedział uplasowanie obligacji za 0,3–1 mld euro.

Agencja ratingowa Fitch zauważa, że obecne problemy opóźnić mogą przystąpienie krajów Europy Środkowej do strefy euro. Taką opinię wyraził też wiceprezes NBP Witold Koziński. Premier Donald Tusk stwierdził natomiast, że „dziś budowanie kalendarza wejścia do strefy euro nie jest priorytetem”. Były wicepremier i prezes NBP Leszek Balcerowicz zaleca „mobilizację” we wprowadzaniu reform obniżających deficyt.