[b]Wczoraj na rynkach finansowych zapanowała istna panika.[/b]
Zdecydowanie tak. Otoczenie było niekorzystne dla rynków, w efekcie byliśmy świadkami szybszej niż zwykle wyprzedaży. Można niemal mówić o nawrocie histerii. Powoli wyceny akcji stają się jednak atrakcyjne, dlatego nie zdziwiłbym się, gdybyśmy w ciągu jednego–dwóch dni stali się świadkami odbicia.
[b]Nie sądzi pan zatem, że to początek rynku niedźwiedzia?[/b]
Nie stawiałbym tak pesymistycznych hipotez już w tym momencie. Powiedziałbym raczej, że jesteśmy świadkami spadków, których przyczyną jest kryzys zadłużeniowy. Do wszystkich zaczęło docierać, że ryzyko rozprzestrzeniło się na cały świat. Przykładowo, umocnienie dolara nie jest dobrą wiadomością ani dla Ameryki, ani dla Azji, gdzie waluty są sztywno powiązane z dolarem, zwłaszcza w Chinach. Jest to przykład wpływu kryzysu fiskalnego na tempo wzrostu gospodarczego poza Europą. Być może rynki zaczynają w ten sposób reagować na ryzyko pogorszenia wyników spółek. W I kwartale okazały się one znacznie lepsze od oczekiwań. Wchodzimy jednak w okres, w którym perspektywy nie wydają się już tak dobre.
[b]Co myśli pan o wzroście stopy LIBOR? Wygląda, że nawet banki zaczynają trochę panikować.[/b]