[b]Robert Prechter, analityk, który przewidział krach w 2008 roku, wieszczy teraz, że czeka nas największe załamanie giełdy w historii. Spadek indeksów ma być dwa razy większy niż podczas wielkiego kryzysu z lat 30 ubiegłego wieku. Czy należy poważnie traktować takie prognozy?[/b]
Byłbym bardzo ostrożny. Tak ostre prognozy stają się modne, bo są atrakcyjne dla mediów. Jednak raczej nie zdarza się, by ich autorzy dwa razy z rzędu trafiali ze swoimi przewidywaniami. Prechter swoje teorie opiera na analizie fal Elliota i jest znany z pesymizmu. Na przykład boomu na rynku dotcomów, na którym inwestorzy zarobili dużo pieniędzy, już nie przewidział.
[b]Czy na rynku widać jakiekolwiek sygnały, że możemy mieć powtórkę, choćby z 2008 roku?[/b]
Zupełnie nie. Do końca roku na giełdach będzie się niewiele działo, najwyżej nieznaczne zwyżki i drobne korekty. Oczywiście może się zdarzyć, że któryś kraj nie sprzeda na aukcji obligacji, a ktoś ogłosi, że to zwiastun bankructwa i na rynkach zapanuje panika. Podobnie jak to było w przypadku Grecji. Jej problem z zadłużeniem był znany od bardzo dawna i nikt się tym nie przejmował. Aż pewnego dnia ktoś napisał raport, że kraj stoi na skraju przepaści.
[b]Nowy rząd Słowacji może zablokować powstanie wartego 750 mld euro mechanizmu ratunkowego dla pogrążonych w długach krajów strefy euro. Jak rynki zareagują, jeśli faktycznie tak się stanie?[/b]