– Ważne, abyśmy dążyli do standardów rynków, z którymi chcemy być porównywani. Nie powinno to dotyczyć tylko godzin handlu, ale także opłat i zagadnień związanych z infrastrukturą giełdową – mówi Maria Dobrowolska, prezes Izby Domów Maklerskich.
Brokerzy obawiają się jednak, że giełda nie zmieni planów. Część z nich nieoficjalnie sugeruje zatem kompromisowe rozwiązanie: handel wybranymi akcjami już po zamknięciu sesji. Na przykład na rynkach amerykańskich tzw. after-hours trwają od 16 do 20 tamtejszego czasu. Takie rozwiązanie, jako lepszą alternatywę, wskazało zresztą 31 proc. ankietowanych przez Związek Maklerów i Doradców. 94 proc. badanych było przeciwko wydłużaniu godzin sesji – jako zmianie oznaczającej koszty i konieczność korekt w organizacji pracy.
[srodtytul]Diabeł tkwi w szczegółach[/srodtytul]
Pytani przez nas maklerzy wprowadzenie after-hours w Warszawie uznają za ciekawą propozycję.
– Wszystko zależy od szczegółów. Inwestorzy instytucjonalni zawierają planowane transakcje na fixingu, aby nie wpływać dużymi zleceniami na kurs akcji. Ważne, aby taka możliwość była zachowana bez zmiany terminu fixingu, co pozwoli na utrzymanie dotychczasowego porządku kontaktów z klientami – mówi jeden z maklerów. – Przy wieczornych godzinach handlu potrzeba także doprecyzowania, jak wyliczana będzie cena zamknięcia, która będzie punktem odniesienia na kolejną sesję – dodaje.
Nie jest jasne, czy wieczorny handel zainteresuje wszystkie biura. – Powstaje też pytanie, co z inwestorami, których domy maklerskie nie będą obsługiwać takich transakcji – zastanawia się Maria Dobrowolska.Analitycy oceniają, że wieczorne godziny handlu przyciągnąć mogą głównie inwestorów indywidualnych. Instytucje nie będą zainteresowane fazą obrotów, która – jak pokazuje przykład z rynków zachodnich – nie gwarantuje odpowiednio dużej płynności.