Komisja Nadzoru Finansowego skreśliła wczoraj z listy doradców czwartą już osobę zamieszaną w wykorzystanie „przecieku” o gorszych wynikach finansowych gazowej spółki w 2008 r. Chodzi o doradcę inwestycyjnego z ING Investment Management.
Instytucja ta zatrudnia teraz czterech doradców inwestycyjnych: Macieja Bombola, Roberta Brzozę, Michał Kopiczyńskiego i Bartłomieja Chyłka. ING IM decyzji KNF jednak nie chciał wczoraj komentować. Od wykrycia nieprawidłowości KNF wszczęła 10 postępowań administracyjnych. Ukarała trzech doradców (poza ING także z Millennium TFI i BRE Wealth Management) oraz maklera z Domu Inwestycyjnego BRE Banku.
[srodtytul]Nie wszyscy karani[/srodtytul]
– Adresowanie sankcji nadzorczych względem pracowników jest nieefektywne. Siłą rzeczy powoduje mniejsze poczucie odpowiedzialności samej firmy inwestycyjnej – mówi Adam Płociński, dyrektor zarządzający Pionem Polityki Rozwoju Rynku Finansowego i Polityki Międzysektorowej KNF. Okazuje się bowiem, że w przypadku przecieku z PGNiG (tak jak i innych afer giełdowych) Komisja nie jest w stanie ukarać osób nieposiadających licencji.
– W praktyce okazuje się, że w ramach procesów nadzorczych nie możemy zauważać osób, które kierowały pracą osób licencjonowanych. W rezultacie dochodzi do tego, że firma finansowa zrzuca odpowiedzialność na pracowników, zamiast przyznać się do niewłaściwego doboru kadr czy niewłaściwego nadzoru – wyjaśnia Płociński. – Jeżeli kilku pracowników jednej instytucji rozpowszechnia informacje poufne, to zarząd powinien o tym wiedzieć. My możemy ukarać tylko tych, którzy mają licencje – mimo, że pozostałe osoby robią to samo. To hipokryzja – dodaje.