[b]Indeksy giełdowe spadają. Czy mamy właśnie do czynienia z nawrotem obaw o stan finansów publicznych w Europie? Jakie może to mieć konsekwencje dla rynków finansowych? [/b]
Słaby dolar względem euro wskazuje, że rynek teraz bardziej obawia się dalszego druku pieniądza w USA. Tam nie tylko Kalifornia, ale i inne stany borykają się z wysokim zadłużeniem. Nie wykluczam, że inwestorzy wkrótce zaczną się bać wysokiego deficytu sektora publicznego w całych Stanach. W Europie sytuacja jest o tyle lepsza, że część państw na serio zabrała się do walki z deficytem. Szkoda, że nie Polska. Deficyt naszego sektora publicznego może uczynić ze złotego i warszawskiej GPW na jesieni tzw. worek do bicia dla inwestorów.
[b]Jednak pojawiające się oznaki spowolnienia gospodarczego nie deprymowały ostatnio kupujących. Jak długo to potrwa? [/b]
Zabawne, że jeszcze kilka tygodni temu rynek bał się tzw. double dip, czyli drugiego dna kryzysu. Wystarczyła garść na pierwszy rzut oka pozytywnych informacji makroekonomicznych, by obawy zniknęły. Jednak obawiam się, że kolejne dane z gospodarki amerykańskiej mogą na nowo te obawy rozbudzić. To ostatecznie zakończy obecne zwyżki. Mamy do czynienia z dwoma światami naraz. W Azji część indeksów bije rekordy, a w USA rekordy bije zapas nowych domów na sprzedaż. Ten rynek nie obudzi się przez lata.
[b]Akcje banków, także w Polsce, od początku sierpnia zachowują się dość słabo na tle rynku. Jak to odczytywać? [/b]