Z poczty PARKIETU

Poszukując ostatnio prospektu emisyjnego jednej z polskich spółek, trafiłem na pięknie wydany raport roczny Swarzędza za 1997 rok. Uśmiechnąwszy się z politowaniem odłożyłem go na makulaturę. Gdy jednak po chwili dalszego wertowania prospektu natknąłem się na nieco skromniejszy raport roczny Intela, wróciłem raz jeszcze do krajowego produktu. Po krótkim porównaniu obu raportów wcześniejsze ulitowanie nad losem tak znacznej kiedyś polskiej firmy ustąpiło wzburzeniu. Opisać moje spostrzeżenia postanowiłem jednak dopiero, gdy wziąłem do ręki raport roczny Berkshire Hathaway, dowodzonej przez niekwestionowanego mistrza w zarządzaniu aktywami Warrena Buffetta.Raport wydrukowany jest na najtańszym dostępnym w USA papierze, oprawiony w granatową, brystolową okładkę i szczelnie zapisany drobnym tekstem (dla oszczędności wraz z wewnętrznymi stronami okładek). Skromność tego raportu dopełnia brak jakiegokolwiek obrazka, brak jest nawet zdjęcia samego mistrza Buffetta.Nijak nie można porównać raportu Berkshire z luksusowym raportem Swarzędza, za to raport Intela to już ta sama klasa "S".Intel, który w raporcie podaje zysk netto ponad 5 mld USD, o ponad 50% lepszy niż w 1995 r., wydrukował swój raport na 40 stronach gorszej niż Swarzędz jakości papieru. Swarzędz, który poniósł w 1997 roku 22 mln zł strat sporządził swój raport na 62 stronach kredowego papieru. Intel zadrukował wewnętrzną stronę jednej z okładek. Swarzędz poza czystymi wewnętrznymi okładkami ma w swoim wydawnictwie dwie strony zupełnie puste. Druk Intela jest znacznie gęstszy i przeplatany jest mniejszą ilością zdjęć i rysunków niż Swarzędza.Otwierające raport zdjęcie prezesa Swarzędza zajmuje tyle samo miejsca, ile trzy skromne zdjęcia trzech CEO Intela. Jak wynika z analizy porównawczej (formy nie treści) raportów. Swarzędz jest lepszy i bogatszy od Intela a firma Buffetta to jak trabant przy mercedesie.Rozbrajająca jest treść raportu Swarzędza, między wieloma sloganami na str. 34 spółka bije się w pierś, przyznając, że sprawne funkcjonowanie uniemożliwiały jej między innymi wysokie koszty funkcjonowania. Na szczęście Swarzędz podaje też program odnowy, zwany restrukturyzacją operacyjną, a w nim oczywiście ograniczenie do minimum kosztów funkcjonowania. Zrobili to minimum, bo przy budżetowaniu raportu to się chyba nawet wcale nie ograniczali.Znacznie cieńszy, ale za to na jeszcze lepszej jakości, kredowym papierze, wydany jest raport za 1997 rok innej "bogatej" firmy - Bytom SA. Tu też więcej jest pustych miejsc i obrazków niż tekstu. Najpiękniejszy z posiadanych przeze mnie raportów za 1997 r. wydał jednak Fasing SA, rewelacyjne opracowanie graficzne, świetnej jakości kredówka, 32 strony, z tego tekstu tyle, ile u Buffetta na czterech. Cała czwarta strona poświęcona jest wyłącznie zdjęciu i nazwiskom siedmiu (!) członków rady nadzorczej, następną stronę w takiej samej scenerii zajmuje zarząd - cztery osoby, w tym członek zarządu do spraw nadzoru właścicielskiego (?). Na trzeciej stronie prezes pod małą fotką odnotowuje z satysfakcją dla akcjonariuszy i pracowników dodatni wynik finansowy za 1997 rok w wysokości 181 tys. zł. Jak się okazuje, lekki plusik nie wpłynął korzystnie na gospodarność kierownictwa firmy. Rok 1998 to dla Fasingu spora strata, w którą wkomponowany jest ten zbędny wydatek.Tego typu ekstrawagancja, świadcząca o braku zdrowego rozsądku w gospodarowaniu funduszami spółek, stanowi ważny sygnał ostrzegawczy dla akcjonariuszy.Nieprzypadkowo, z dynamicznie rozwijającego się do 1996 roku ComputerLandu zeszła para w tym samym okresie, gdy rozesłał do biur maklerskich kosmicznej jakości raport za 1996 rok (bezkonkurencyjne pierwsze miejsce za formę). Ten styl zarządzania znalazł odzwierciedlenie w szybszym wzroście kosztów niż przychodów. Spółka straciła swój blask, a kurs akcji spadł o połowę i do dzisiaj nie potrafi się podnieść.Olśniewające swoją formą raporty, wykwintne biurowce czy drogie służbowe limuzyny mają swoją wymowę Jeżeli do tego menedżerowie nie wykazują zainteresowania kupnem akcji spółek przez siebie zarządzanych, to można z dużym prawdopodobieństwem wnioskować, że wzrost wartości firmy albo nie jest ich celem, albo nie wierzą w swoją skuteczność.Z niecierpliwością czekam na raporty za 1998 rok.

ANDRZEJ WIANECKI