Zapowiedziany w lipcu ub.r. sojusz dwóch czołowych giełd zachodnioeuropejskich - London Stock Exchange(LSE) i Deutsche Börse, który ma być podstawą do stworzenia w niedalekiej przyszłości jednolitego europejskiego rynku akcji, stoi - zdaniem specjalistów - pod dużym znakiem zapytania. Według "The Economist", w ciągu 14 miesięcy od tej deklaracji oba parkiety zrobiły zdecydowanie za mało dla nawiązania pełnej współpracy i w praktyce sojusz istnieje tylko w sferze deklaracji i w mediach.Specjaliści tygodnika poddają w wątpliwość wspólne zapowiedzi szefa Deutsche Börse Wernera Seiferta oraz jego brytyjskiego odpowiednika Gavina Casey'a, że już niebawem doprowadzą do fuzji obu parkietów. Jednocześnie dodają, że w przypadku niepowodzenia całego przedsięwzięcia znacznie więcej do stracenia ma LSE niż szybko rozwijający się parkiet frankfurcki.London Stock Exchange, która w latach 80. zdobyła pozycję lidera wśród europejskich giełd, dystansując głównych kontynentalnych rywali, takich jak parkiety paryski i frankfurcki, kończącej się właśnie dekady z pewnością nie może uznać za zbyt udaną. Można wskazać kilka przykładów niepowodzeń. W 1993 r. LSE starała się wprowadzić, kosztem 80 mln funtów (120 mln USD), własny system rozliczania transakcji Taurus, co skończyło się jednak kompletnym fiaskiem i do dziś w tej dziedzinie korzysta ona z zewnętrznego systemu Crest. Gdy w 1995 r. w W. Brytanii powstał konkurencyjny elektroniczny rynek Tradepoint, LSE zdolna była tylko zakwestionować prawo tego rynku do używania jej własnych cen akcji.W ostatnim czasie coraz mniejszą popularnością wśród emitentów cieszy się SEAQ, segment LSE przeznaczony dla zagranicznych spółek, które wolą notować swoje papiery na lepiej przygotowanych macierzystych parkietach. Giełda londyńska przegrywa także rywalizację, jeśli chodzi o notowanie spółek zaawansowanych technologicznie, o dużym potencjale wzrostowym. W tym przypadku zdecydowanym liderem jest niemiecki Neuer Markt, który usuwa w cień londyński Alternative Investment Market. Większość analityków uznaje też za spóźnione niedawne stworzenie w Londynie kolejnego rynku na wzór Neuer Markt - Techmark."The Economist" wymienia wiele czynników, które wskazują, że sojusz brytyjsko-niemiecki ma teraz niewielkie szanse powodzenia. Przeszkodą może być przede wszystkim obecny status własnościowy London Stock Exchange, która znajduje się w rękach swoich członków, w zależności od posiadanych przez nich miejsc na parkiecie (duzi inwestorzy, banki inwestycyjne). Wprawdzie giełda w lipcu br. ogłosiła plany demutualizacji, jednak z pewnością bardzich jej członków. Frankfurt chce, aby nowy parkiet działał na zasadzie joint venture, w którym obie strony miałyby równe udziały, jednak parkiet londyński jest mimo wszystko większy i Brytyjczycy woleliby inne proporcje. Kontrowersje budzi również sprawa indeksów po ewentualnej fuzji. LSE jest partnerem FTSE International, natomiast Deutsche Börse współpracuje z grupą DJ Stoxx. Brakuje consensusu w sprawie przyszłych systemów rozliczeń i obrotów. Londyńscy maklerzy nie chcą zrezygnować z elektronicznego systemu obrotu SETS, natomiast ci, którzy gotowi są z niego zrezygnować, niekoniecznie za odpowiednią uznają frankfurcką Xetrę.Dotychczas obie strony zdołały tylko uzgodnić ujednolicenie czasu otwarcia obu giełd, lecz nawet tak prosta sprawa wymagała kilku miesięcy negocjacji. Przykład ten pokazuje - zdaniem "The Economist" - że szumne zapowiedzi bliskiego sojuszu Frankfurtu z Londynem z pewnością nie znajdą w najbliższym czasie potwierdzenia w rzeczywistości.
ŁUKASZ KORYCKI