Z prezesem Giełdy Papierów Wartościowych Wiesławem Rozłuckim rozmawia Dariusz Jarosz
W wywiadzie udzielonym PARKIETOWI przed rokiem powiedział Pan, że dla giełdy co trzeci rok jest dobry i zgodnie z tą zasadą po niepomyślnym 1997 i 1998 r. inwestorzy w 1999 r. powinni zarobić. Obecnie WIG znajduje się o ponad 30% wyżej niż na początku stycznia. Gratuluję, prognoza się sprawdziła.Sprawdziła się jeszcze jedna prognoza, z czego jestem szczególnie dumny - dotycząca rynku futures. Przewidywałem na nim dzienny obrót w wysokości 1500 kontraktów i otwartych 5 tys. pozycji. I rzeczywiście, na początku grudnia udało nam się to osiągnąć. Obecnie zakładam, że za rok liczba pozycji wzrośnie do 10 tys., a obrót na sesji do 3-4 tys. kontraktów.Rynek futures na indeks WIG20, przede wszystkim dzięki drobnym inwestorom, rzeczywiście dobrze się rozwinął. Zdeklasowaliśmy już naszego konkurenta pod tym względem - giełdę w Wiedniu. Całkowicie jednak rozczarowany jestem rozwojem futures na waluty, gdzie nadal nie ma płynnego rynku.Mimo zapowiedzi, nie udało się jednak GPW uruchomić w 1999 r. obrotu kontraktami na stopę procentową oraz rynku papierów skarbowych. Dlaczego?Nie wiem, czy właściwe jest określenie "nie udało się", gdyż kontrakt na stopę procentową był gotowy do wprowadzenia już wiosną. Przewidując jednak, że ten instrument może spotkać się z małym zainteresowaniem inwestorów, postanowiliśmy wówczas wstrzymać się z jego uruchomieniem. I chyba ta decyzja była słuszna, gdyż handel futures na waluty okazał się mało płynny, a giełdy nie stać na utrzymywanie zbyt wielu niepłynnych instrumentów. Natomiast rynek papierów skarbowych w związku z problemem roku 2000 zamierzamy uruchomić dopiero na początku przyszłego roku. Jeśli rynek zgłosi zapotrzebowanie - zaczniemy także handlować futures na stopę procentową.Biorąc pod uwagę duży wzrost obrotów związany z wprowadzeniem na parkiet akcji TP SA i PKN, mijający rok będzie chyba również udany finansowo dla samej spółki - Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Co ciekawe, główny ciężar tego obrotu powoli przenosi się z notowań jednolitych do notowań ciągłych. Koncentracja handlu w drugiej części sesji może być dobrym treningiem dla wszystkich uczestników rynku przed uruchomieniem nowego systemu giełdowego w II kwartale 2000 r.Jest to niemal idealny scenariusz ewolucji z dosyć prostego systemu fixingowego, który - moim zdaniem - jest bardzo dobry dla,,młodego" rynku, do systemu notowań ciągłych. Chciałbym podkreślić, że istniejące w Polsce stereotypy na temat notowań jednolitych i ciągłych odbiegają od europejskiej praktyki. U nas fixing uznawany jest za system prymitywny, od którego należy jak najszybciej odejść.Tymczasem 8 czołowych giełd europejskich, przygotowujących się do aliansu, w pierwszym punkcie uzgodnień co do zasad obrotu stwierdziło, że na giełdach powinny zostać wprowadzone systemy fixingowe (np. na otwarciu, w ciągu dnia i na zamknięciu) jako pomocnicze do systemu podstawowego, jakim są notowania ciągłe. Tego rodzaju fixing chcą wprowadzić m.in. giełdy w Londynie i w Amsterdamie. Na giełdach w Paryżu i Brukseli notowania jednolite dotyczą mniej płynnych papierów, natomiast we Frankfurcie fixing stosuje się pomocniczo również do najbardziej płynnych akcji.Nasz rynek naturalnie ewoluuje w kierunku notowań ciągłych. Oczywiście, nie dzieje się tak na wszystkich papierach, tylko na tych najbardziej płynnych. Stworzyliśmy dwa systemy notowań, a rynek wybiera ten, w którym lepiej się handluje. Jest to dla mnie duża satysfakcja i jednocześnie tegoroczne osiągnięcie. Radykalnie zwiększył się udział notowań ciągłych w obrocie. W 1998 r. udział ten wynosił kilkanaście procent. Pod koniec tego roku sięga już 50%.Barierą rozwoju GPW może być płynność akcji. Na wielu spółkach free float został w ostatnich latach mocno ograniczony poprzez skupowanie wolnych papierów przez branżowych inwestorów. Duzi inwestorzy (np. fundusze emerytalne) mają obecnie niewielkie pole do popisu przy wybore atrakcyjnych i wystarczająco płynnych papierów. Możemy mieć nowoczesny system obrotu i wspaniałe regulacje, lecz nie będzie czym handlować. Czy podziela Pan te obawy?Płynność to problem numer jeden każdej giełdy. Można ją w ograniczony sposób stymulować (np. systemem notowań), by ułatwiać spotkanie popytu z podażą. Ograniczenie płynności na GPW to efekt ogólniejszego problemu. Jeżeli spółki nie generują dobrych wyników, to spadają kursy, maleje zainteresowanie giełdą i nie przeprowadza się nowych emisji, przez co nie zwiększa się free float. Jeśli jednak firmy wypracowują zyski, rośnie wartość spółek i rośnie zainteresowanie ich papierami.Dobre perspektywy rozwoju firm zachęcają do inwestycji zarówno inwestorów indywidualnych, jak i instytucjonalnych. Czy giełda w Helsinkach rośnie dlatego, że weszły na nią nowe duże płynne spółki? Nie. Po prostu Nokia rozwija się tak dynamicznie, że jej akcje biją kolejne rekordy. Jeśli taka spółka podnosi kapitał i sprzedaje nową emisję, to jest ona w całości wykupywana. Tym samym zwiększa się liczba akcji w obrocie, co przenosi się na płynność. Czy w Polsce w 1999 r. przeprowadzano duże podwyższenia kapitału skierowane do drobnych inwestorów? Raczej nie.Wręcz przeciwnie. Spółki skupowały własne akcje z rynku i je umarzały...Ale z czego to wynika. Czy dlatego, że cena akcji była taka niska? Nie. Spółki nie potrafiły zapewnić odpowiedniego tempa wzrostu zysku, a te, które być może mogły to zapewnić, nie przekonały do tego aktualnych i potencjalnych akcjonariuszy. Nowe emisje kierowano ostatnio do inwestorów branżowych, których celem jest uzyskanie kontroli nad firmą i - z czasem - wycofanie spółki z obrotu. I to jest niepokojące, bo przekłada się na brak płynności.Czy sytuacji nie mogą poprawiać prywatyzowane i wprowadzane na parkiet największe polskie firmy?Przedsiębiorstwa takie, jak Telekomunikacja Polska SA i Polski Koncern Naftowy, wchodząc na giełdę od razu mają mały free float, bo w ofercie publicznej sprzedawany jest stosunkowo niewielki pakiet akcji - i to mimo dużego zainteresowania inwestorów...Bo wejście na giełdę traktowane jest przez Ministerstwo Skarbu Państwa jako pierwszy etap prywatyzacji i próba rynkowej wyceny papierów. Pakiet kontrolny rezerwowany jest dla branżowego inwestora, który poszukiwany jest dopiero w drugim etapie. Po jego objęciu inwestor w naturalny sposób dąży do zwiększania kontroli nad spółką i dokupuje akcje na giełdzie, ograniczając free float. Tak koło się zamyka. Czy nie za późno wystartowały fundusze emerytalne, które mogłyby przejąć rolę największych stabilnych inwestorów w prywatyzowanych spółkach?Potrzebujemy właśnie takich dużych, wymagających inwestorów, jakimi są fundusze emerytalne, które mogłyby wywierać presję na spółki, by wypracowywały jak najlepsze wyniki. Jeśli drobni inwestorzy będą widzieć efekty takiej presji we wzroście kursu, chętnie przyłączą się i kupią akcje. Wymagający akcjonariusze wywołujący proefektywnościowe zmiany w firmach prowadzą do większych zysków, a te z kolei - do wyższych kursów. Widząc to inwestorzy kupują akcje nowych emisji i powiększa się płynność - to pozytywne sprzężenie zwrotne.Zagraniczni i polscy inwestorzy są zafascynowani wzrostem kursów spółek internetowych. Amerykański Nasdaq bije kolejne rekordy. Czy na GPW nie powinien powstać specjalny rynek spółek high-tech o krótkiej historii, ale np. posiadających wiarygodnych udziałowców, dla inwestorów akceptujących wyższy stopień ryzyka w zamian za możliwość osiągnięcia ponadprzeciętnych zysków?Rozważamy taki wariant. Małe, dynamiczne spółki być może powinny zostać skupione na wyodrębnionym segmencie rynku. Powstaje jednak pytanie: czy byliby chętni do notowań na wyodrębnionym rynku high-tech? Duża spółka informatyczna być może wolałaby trafić do obrotu na rynku podstawowym.Czy zatem lepiej czekać na realizację planów konkurencji zmierzających do uruchomienia europejskiego rynku Nasdaq?Przeciętna polska spółka jest kilkakrotnie mniejsza niż spółka zachodnia. Nie wiadomo, czy spełniłyby one minimalne wymagane progi, by wejść do notowań na takim rynku.Rynkiem notowań dla małych polskich spółek miała być Centralna Tabela Ofert. Plany rozwoju rynku pozagiełdowego niezbyt się jednak powiodły. Czy to prawda, że GPW zadeklarowała chęć objęcia większościowego pakietu CeTO?Jesteśmy zainteresowani objęciem udziałów w CeTO. Nie znaczy to jednak, że musimy mieć większość głosów. Deklarujemy z naszej strony gotowość do rozmów. Wydaje mi się, że bylibyśmy w stanie pomóc CeTO zarówno kapitałowo, jak i merytorycznie.Jakie największe zadanie do zrealizowania w 2000 r. stoi przed GPW?Mam nadzieję, że w II kwartale uruchomimy nowy system giełdowy - Warset. Jest to z całą pewnością nowoczesny, wyrafinowany system, dający techniczne możliwości integracji z innymi rynkami. Będzie to duży sukces technologiczny i przełomowy moment warszawskiej giełdy. Tym samym zakończy się najpoważniejsze dla nas zadanie, angażujące obecnie 80% naszej energii.Czy podobnie jak w 1999 r. w przyszłym roku na GPW będzie można zarobić?To już zależy od wyników finansowych spółek. W tym roku ceny wzrosły albo w oczekiwaniu na lepsze wyniki finansowe, albo w rezultacie bardziej lub mniej skutecznych prób przejęć kontroli nad spółkami. W przyszłym roku, jeżeli spółki będą lepiej zarządzane i będą bardziej konkurencyjne, uzyskają lepsze wyniki finansowe. Wówczas inwestorzy szybko to zauważą, co powinno zaowocować kolejnym wzrostem kursów.Dziękuję za rozmowę.
.