Wydawnictwo WIG-Press opublikowało kolejną książkę z serii Historia Kryzysów Finansowych. Tym razem bardzo dokładnie został przedstawiony kryzys giełdowy, jaki miał miejsce w 1929 roku w Ameryce, autorstwa Fredericka Lewisa Allena.Kiedy kończył się 1999 rok, pojawiły się w prasie opinie, że kończy się najkrótszy wiek. Zapoczątkowany został z chwilą wybuchu I wojny światowej. Po jej zakończeniu wszystko się zmieniło - na mapie Europy pojawiły się nowe państwa.Duże przeobrażenia przeszła również Ameryka. Bardzo szybko po euforii związanej z wojennym zwycięstwem, przyszło zniechęcenie. Do 1919 roku trwał jeszcze okres dużej aktywności gospodarczej. Później nastąpiło głębokie załamanie. Przemysł zwalniał, gdyż zamówienia dla armii zostały wstrzymane. Powracający żołnierze nie znaleźli dla siebie miejsc pracy. Do tego dołączyły skandale finansowe związane z otoczeniem prezydenta Warrena Hardinga. Ten etap zakończyła śmierć prezydenta w nie wyjaśnionych okolicznościach.Musiały upłynąć trzy lata, aby pojawiły się pierwsze nadzieje na poprawę koniunktury w gospodarce. W 1923 roku władzę objął nowy prezydent - Calvin Coolidge. Rozpoczął się okres bardzo dobrej koniunktury gospodarczej, który trwał do 1929 roku. Tym razem wzrost gospodarczy był związany z rozwojem nowych technologii. Kołem napędowym okazał się przemysł samochodowy. W 1919 roku w USA było 6,8 mln samochodów, 10 lat później - 23,1 mln.Prawdziwą euforię wywołało jednak pojawienie się... radia. Pierwsza rozgłośnia radiowa rozpoczęła pracę jesienią 1920 roku. W 1922 roku łączna sprzedaż odbiorników radiowych wyniosła 60 mln dolarów. Rok później było to już 136 mln dolarów, a w 1929 roku - 842,3 mln dolarów. Radio znajdowało się już w co trzeciej amerykańskiej rodzinie. Podobny proces trwał również w innych krajach. Radio było coraz bardziej powszechnym i popularnym środkiem masowego przekazu. I jak wiemy, tak jest do dziś.Powodzenie radia znalazło odbicie również w notowaniach akcji spółek radiowych. Jedną z większych karier było przejście Michaela Meehana do Radio Corporation of America (RCA). Pod jego kierownictwem akcje RCA wzrosły z 85 1/4 dolarów do 549 dolarów w 1929 roku.Również w innych branżach zanotowano wzrost gospodarczy. Powodzeniem cieszyły się głównie dobra konsumpcyjne: jedwab, papierosy, sprzęt AGD, telefony, kosmetyki oraz przemysł elektromaszynowy. Rozwijały się duże sklepy (nie nazywano ich jeszcze supermarketami) oraz media i reklama. To właśnie wówczas rozwinęły się agencje reklamowe i zaczęto przeprowadzać kompleksowe kampanie reklamowe. Uczenie się tego, jak docierać do ludzi (współpraca z psychologami i socjologami) stało się obowiązkowym elementem warsztatu każdej firmy reklamowej. Także wówczas rozwinęła się sprzedaż ratalna. O tym, jaki wpływ miały wszystkie te czynniki na wzrost konsumpcji, nie trzeba nikogo przekonywać. W firmie, w której nie zwiększono sprzedaży rocznej o więcej niż 20%, nikt nie mógł liczyć na premie.Tak dynamiczny rozwój gospodarczy nie mógł nie mieć wpływu na to, co dzieje się na giełdzie. Z tym, że nim zaczęto kupować akcje - kupowano nieruchomości. Największym spekulacyjnym bąblem była Floryda. Zmotoryzowani Amerykanie szybko odkryli jej uroki i rozpoczęli inwestowanie. W 1914 roku za działkę w Palm Beach oferowano 240 tys. dolarów, w 1923 roku sprzedano ją za 800 tys. dolarów, rok później za 1,5 mln dolarów a jeszcze rok później wyceniano ją, na 4,0 mln dolarów. Dalsze wzrosty zostały powstrzymane wiosną 1926 roku, jesienią zaś na Florydę uderzyły dwa huragany. Nastąpiło załamanie. W 1928 roku upadło 31 lokalnych banków, rok później - 57.Inwestorzy przestali się interesować nieruchomościami. Pieniądze popłynęły na Wall Street. Akcje wzrastały już od kilku lat. Nie powinno to nikogo dziwić, skoro spółki wykazywały 20-procentową i większą dynamikę. W sierpniu 1927 roku Fed obniżył stopę procentową z 4,0 do 3,5 proc. Gospodarka zaczęła tracić impet i należało ją pobudzić. To spowodowało dalszy napływ kapitału na rynek.W styczniu 1928 roku agencja Moody's oświadczyła, że ceny akcji "z nadwyżką zdyskontowały przewidywany rozwój" i zastanawiała się "jak głębokiej korekty potrzeba, aby rynek powrócił do rozsądnej równowagi". Podobną opinię powtórzono dwa miesiące później. Ale o stanie rynku nie decydowała już wówczas analiza fundamentalna - tylko psychologia tłumu.W dniu kiedy Moody's po raz drugi publikowała swoją negatywną dla rynku prognozę i kiedy już wydawało się, że akcje są przewartościowane, te gwałtownie skoczyły w górę. Hossa wchodziła w najbardziej gorącą fazę. Szczegółów nie będę już opisywał, gdyż te przedstawiono w kolejnych rozdziałach książki. Polskich czytelników może jednak zainteresować jedno - w czasie zwiększonych obrotów taśma z notowaniami zaczęła się spóźniać za transakcjami przeprowadzanymi na parkiecie. Nikt nie mógł się dowiedzieć o ceny. Linie telefoniczne były zablokowane. W południe 24 października 1929 roku, w dniu krachu, spóźnienie osiągnęło już półtorej godziny i rosło. Ostatnie transakcje z tego dnia rozliczono z czterogodzinnym opóźnieniem.Ostatni przykład nasuwa pewne analogie do naszej giełdy. Nie mam na myśli krachu - na giełdzie (polskiej) nie było kilkuletniego wzrostu. Natomiast o opóźnieniach systemu, kiedy wzrasta liczba transakcji, dużo się obecnie mówi.Podobieństwa dotyczą drogi, jaką przeszła polska gospodarka w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Przyzwyczailiśmy się już do reklamy i sprzedaży ratalnej. Najbardziej rosnące branże to przemysł motoryzacyjny, sprzęt AGD, telefony czy chemia gospodarcza. Podobnie, jak w ówczesnej Ameryce nie we wszystkich branżach zanotowano poprawę koniunktury. W miejscu zostały rolnictwo, górnictwo, przemysł lekki czy przemysł stoczniowy. Oczywiście, pewne branże zostały zastąpione przez inne - zamiast spektakularnych wzrostów firm radiowych, mamy internetowe szaleństwo. Wystarczy informacja, iż dana firma zamierza zainwestować w internet, aby jej akcje w ciągu tygodnia zapewniły kilkudziesięcioprocentowy zysk. Ale będzie to już tematem innej książki.
Artur Sierant