Po USA przyszła kolej na Europę. Sieciowi wandale zaatakowali stronę jednej z internetowych firm francuskich - MediaCash SA, która zajmuje się w sieci sprzedażą komputerów i akcesoriów firmy Apple Computer. Żaden z klientów nie mógł skontaktować się z firmą poprzez internet przez 19 godzin. Szef MediaCash Olivier Rimmel oszacował, że problemy techniczne kosztowały firmę około 100 tys. franków (15,2 tys. USD). Scenariusz ataku był podobny jak w przypadku zatkania serwisów internetowych największych amerykańskich potentatów tej branży - Yahoo!, Amazon.com czy E*Trade. Strona francuskiej firmy została zarzucona lawiną e-maili i innych informacji, co spowodowało zatkanie jej serwerów. - Jesteśmy bezradni w takim przypadku. Mamy zabezpieczenia antywirusowe, ale jeśli napływa tak duża liczba danych, sieć się zapycha. Gdyby wandale chcieli, mogliby robić to np. przez cały tydzień, co zachwiałoby pozycją firmy - stwierdził Olivier Rimmel na łamach "The Wall Street Journal".
Tymczasem władze amerykańskie, prowadzące śledztwo w sprawie internetowych wandali, wciąż nie mają pojęcia, kto za tym stoi. Przyznają tylko, że sieciowi przestępcy znaleźli "piętę achillesową" internetu, który może poradzić sobie z wirusami i dosyć skutecznie broni się przed kradzieżą danych przez hackerów, jednak nie wytrzymuje pod napływem zbyt dużej liczby informacji.Cała sprawa ma negatywny wpływ na kondycję amerykańskiej branży internetowej. Notowania zaatakowanych spółek spadły na giełdzie. Po ataku na stronę biura maklerskiego E*Trade, działającego w sieci w trybie online, wśród inwestorów wzrosły obawy co do bezpieczeństwa ich inwestycji, które często wymagają szybkiej reakcji i w przypadku tzw. day traderów składania zleceń kilka razy dziennie. Tymczasem w USA handel około 16% wszystkich akcji odbywa się już za pośrednictwem internetu.
Ł.K.