Dziesięć lat po rozpoczęciu w Polsce procesu prywatyzacji rozgorzała dyskusja o tym, czy i w jaki sposób należy w procesach rynkowych uwzględnić interes narodowy i w jakim zakresie pozostawić kontrolę państwa nad prywatną gospodarką. Jednym z pierwszych, który na ten temat zabrał głos, był Maciej Olex-Szczytowski, prezes środkowoeuropejskiego oddziału banku Dresdner Kleinwort Benson. Ten brytyjski finansista w wywiadach, jakich udzielił kilku gazetom, wypowiedział się przeciwko nadmiernej obecności zagranicznego kapitału w Polskich bankach. Wywołało to burzę, choćby dlatego, że Dresdner Kleinwort Benson doradzał Ministerstwu Skarbu przy prywatyzacji kilku dużych spółek, m.in. Pekao SA oraz Polskiego Koncernu Naftowego. Wyglądało na to, że Olex-Szczytowski strzela do własnej bramki. We wszystkich krajach rozwiniętych państwo realizuje politykę gospodarczą, uwzględniając interes narodowy - twierdził brytyjski finansista. - Państwo powinno aktywnie uczestniczyć w przekształceniach grup kapitałowych, zachowując do pewnego stopnia kontrolę nad prywatnymi korporacjami". Wprawdzie Olex-Szczytowski opowiadał się za jak najszerszym otwarciem Polski na zagraniczny kapitał, a zalecał jedynie ostrożność przy sprzedawaniu pakietów kontrolnych, jednak jego wypowiedź została natychmiast wykorzystana przez twardych przeciwników prywatyzacji, a w szczególności przeciwników sprzedawania banków zagranicznemu kapitałowi.Bankowcy, zwłaszcza reprezentujący banki z kapitałem zagranicznym, wyrażali oburzenie poglądami brytyjskiego finansisty, choć nie brakowało też takich, którzy po cichu przyznawali, że "coś jest na rzeczy".Dyskusja zaostrzyła się jeszcze w związku z przejmowaniem przez zagraniczny kapitał BIG-BG i Handlowego. Ekonomiczny doradca prezydenta Kwaśniewskiego Marek Belka na łamach "Gazety Wyborczej" stwierdził, że państwo powinno zachować wpływ na kształt prywatnych korporacji i dlatego nie może bezczynnie przyglądać się wrogiemu przejęciu BIG-u przez Deutsche Bank. Co prawda, BIG jest od dawna prywatny, a co więcej, w 75% jego kapitał należy do podmiotów zagranicznych, ale - zdaniem Marka Belki - wejście na polski rynek kapitałowy wielkiego banku niemieckiego to zbyt ważny problem, by go pozostawiać procesom samoczynnie zachodzącym na rynku kapitałowym.Marka Belkę wsparł Andrzej Olechowski, były minister, a obecnie przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Handlowego. W artykule zamieszczonym przed kilkoma dniami na łamach "Gazety" stwierdził, że przedsiębiorstwo można analizować z dwóch punktów widzenia. Z jednej strony, jest to podmiot gospodarczy, który kieruje się celami ekonomicznymi, z drugiej, podmiot społeczny, grupujący ludzi, mających wspólną kulturę i wyznających wspólne wartości. Dlatego nie jest wszystko jedno, czy przedsiębiorstwo jest filią zagranicznej korporacji i kierowane jest przez zagranicznych menedżerów, czy też jest oparte na polskim menagemencie i polskiej kulturze. Z tego względu były minister finansów opowiedział się zdecydowanie przeciwko przejmowaniu kontroli nad BIG-iem i Handlowym przez zagraniczne banki, szczególnie tak wielkie, jak Deutsche i City. To nic, że i BIG i Handlowy od dawna są kontrolowane przez inwestorów zagranicznych - twierdzi Olechowski. W gruncie rzeczy pozostały bankami polskimi i tę polskość warto zachować. Wadą poglądów Olechowskiego jest brak precyzji takich pojęć, jak "interes narodowy", "polska korporacja", "wspólna kultura korporacyjna". Wytknął to Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej, który odpowiadając na artykuł Olechowskiego żartobliwie zauważył, że Bank Handlowy czy BIG powinny były w prospekcie emisyjnym opisać, jakie to wspólne wartości jednoczą ich inwestorów i pracowników. Konkluzja jego wywodów była oczywista - na rynku kapitałowym trudno jest uwzględnić socjologiczne kategorie, takie jak kultura, czy wspólne wartości. Na rynku kapitał zmierza tam, gdzie spodziewa się najwyższych zwrotów i nikt nie może zagwarantować stabilności jego składu w publicznych spółkach akcyjnych.Po stronie zwolenników gwarancji dla interesu narodowego i interesu państwa opowiada się najwyraźniej SLD. Idzie przy tym znacznie dalej niż Andrzej Olechowski. Marek Borowski - wpływowy polityk SLD i były minister finansów - uważa na przykład, że jest rzeczą niewyobrażalną, by rząd nie miał wpływu na rady nadzorcze w spółkach, w których posiada udziały. Rada nadzorcza musi dawać gwarancję, że realizuje politykę rządu - twierdzi Borowski. Już tylko krok nas dzieli od stwierdzenia, że najlepiej interes narodu, państwa i rządu realizowała gospodarka upaństwowiona, kierowana przez Komisję Planowania.
Witold Gadomski
publicysta "Gazety Wyborczej".