Coś takiego było właściwie do przewidzenia. Coś podobnego musiało się przecież zdarzyć. Zawsze tak jest. Jeśli ktoś kogoś skrytykuje, to na mur-beton znajdzie się zaraz ktoś inny, kto zgłosi postulat z gatunku ?rozwiązania ostatecznego?. Nie jest to naturalnie argument na rzecz zaniechania wszelkiej krytyki, jak chcieliby rzecz widzieć co poniektórzy, w tym głównie sami krytykowani. Ekonomiczny nikiforyzm będzie istniał zawsze. Nawet wówczas, gdy ?dla dobra sprawy? wszyscy powstrzymaliby się od wyrażania rozsądnych, bywa, wątpliwości.Dlatego wcale się specjalnie nie zdziwiłem, kiedy kilka dni temu w ?Rzeczpospolitej? trafiłem na tekst Ryszarda Bugaja o Radzie Polityki Pieniężnej. Mój drogi przyjaciel postulował tam bezapelacyjne i ostateczne rozwiązanie kwestii RPP. Rozwiązanie przez ubezwłasnowolnienie i bliżej nie sprecyzowaną autoredukcję. Po ostatniej podwyżce stóp procentowych pora już wreszcie przestać się patyczkować z tą dziesiątką ludzi odpowiedzialnych za swe czyny jedynie przed Bogiem i historią. Trzeba im odebrać władzę nieskrępowanego niczym niszczenia podstaw dobrobytu i zamożności społeczeństwa. Niektóre decyzje Rady, przed wejściem w życie, powinny być aprobowane przez rząd. Rada powinna też być mniejsza. Itd., itp.Mnie takie likwidatorskie zapędy wcale nie dziwią. Są one prostą pochodną dwóch czynników: niewiedzy likwidatorów o likwidowanym in spe przedmiocie oraz zbyt wielu (całkiem zresztą nieraz niepotrzebnych) błędów, popełnianych przez kandydatów do likwidacji. Inaczej mówiąc: Bugaj nie bardzo wie, o czym pisze, ale też sama Rada nie za bardzo kuma, o co w tym wszystkim chodzi.Byłem i jestem krytyczny wobec ostatniej decyzji o podwyżce stóp procentowych. Ale mnie proszę nie mieszać do tego bałaganu, który wszczynają wespół likwidatorzy i likwidowani. Główne punkty nieoszalałej krytyki władzy monetarnej wyglądają tak:Po pierwsze ? wiarygodność RPP wcale nie wzrosła dzięki złożonemu uroczyście zapewnieniu, że po raz kolejny Rada nie trafi w cel, tym razem za przyczyną złej pogody, szejków naftowych i polskiego rządu. Lepiej było ten cel urealnić, wyznaczyć przyszłoroczny w takim przedziale, jak to zrobiono, ale obyć się bez podwyżki stóp.Po drugie ? osławione oczekiwania inflacyjne (na które powołuje się już teraz każdy ekonomiczny konował) nie zostały bynajmniej wygaszone, a nawet jakby ożywione poprzez ustawienie przyszłorocznego celu w przedziale 6-8 proc. bez określenia inflacji optymalnej. Inflacja optymalna to inflacja akceptowana w ramach szerokiego konsensusu politycznego, uwzględniającego te czynniki, na które formalnie rzecz biorąc Rada wcale nie musi zważać (tempo wzrostu, stopa bezrobocia). Teza o podniesienie oczekiwań inflacyjnych jest tym bardziej zasadna, że rynki finansowe, formułujące swe oczekiwania (forward-looking) odmiennie od gospodarstw domowych (backward-looking) spodziewały się na przyszły rok inflacji niższej od górnej granicy przedziału wyznaczonego przez RPP. Niestety, dotychczasowe doświadczenia wskazują, że to właśnie górna granica, a nie jakiś punkt wewnątrz pasma wyznacza realne tempo dezinflacji. Stąd teza o podniesieniu przez Radę oczekiwań inflacyjnych.Po trzecie ? skoro na inflację będą wpływać w najbliższych latach przyczyny natury instytucjonalnej (monopolizacja rynku, ochrona przed konkurencją zagraniczną), to całkiem zasadne wydaje wspólne wytyczanie celów inflacyjnych przez RPP i rząd. Skoro Rada nie ma wpływu na niemałą część niemonetarnego wzrostu wskaźnika CPI, a ma na to wpływ polityka rządu, byłby to najlepszy sposób dzielenia się władz monetarnej i fiskalnej odpowiedzialnością za inflację. Inaczej w najbliższej przyszłości grozi nam kolejne mało sensowne ekonomicznie, a już całkiem samobójcze pod względem politycznym, szantażowanie rządu stopami procentowymi. A to z kolei oznacza szybkie rozplenianie się likwidatorskiego bugajizmu.

Janusz JANKOWIAK