Poziomy ważne dla dealerów

Mimo licznych interwencji Europejskiego Banku Centralnego wspólna waluta błąka się ostatnio w okolicach 86 centów. Zagadką dla wielu są momenty, w których EBC angażuje się na rynku. Wtajemniczeni twierdzą, że za posunięciami banku stoi technik obeznany z teorią Leonardo Fibonacciego i właśnie dlatego EBC przy pewnych poziomach euro rzuca kasę na rynek.Euro jest niedowartościowane w granicach 20?30% ? uważa Ernst Welteke, prezes Bundesbanku i członek rady Europejskiego Banku Centralnego. Welteke śledzi fundamenty i jego zdaniem, inwestorzy operujący na rynkach walutowych nie biorą pod uwagę poprawiających się gospodarczych perspektyw Eurolandu.Szef Bundesbanku uważa, że w przeciwieństwie do marki niemieckiej wspólna waluta musi zyskać zaufanie i z tego powodu nie można ignorować niskiego poziomu jej notowań. Jeśli nie można ignorować, to trzeba interweniować, a tymczasem ostatnie tego rodzaju posunięcia EBC były dość ?nieśmiałe? pod względem wielkości angażowanych środków.Analitycy mają trudności z oceną. Wrześniową interwencję, w której wzięły też udział banki centralne państw G-7, potraktowano jako zgodną z wcześniejszą definicją Weltekego, który określił warunki skuteczności tego rodzaju operacji. Jego zdaniem, musi to być skoordynowana akcja EBC, Stanów Zjednoczonych i Japonii.Te kryteria spełniała operacja ratunkowa przeprowadzona 22 września, ale późniejsze już nie. Analitycy zastanawiają się, czy ostatnie samotne akcje EBC były samodzielną próbą zyskania zaufania przez tę instytucję czy też świadczyły o niemożności pozyskania udziału USA. Wielu jest przekonanych, że wrześniowy przypadek był ?łabędzim śpiewem? USA, bo tego rodzaju współpraca z republikańskim (?) sekretarzem skarbu będzie mało prawdopodobna.Robert Lynch, strateg walutowy nowojorskiego oddziału francuskiego banku Paribas, twierdzi, że jednym z celów EBC podczas ostatnich interwencji była próba wykorzystania okresu stabilizacji na rynku walutowym i nieco wyższego kursu euro oraz zdyskontowanie potencjalnie gorszych dla dolara informacji makroekonomicznych napływających z USA, interpretowanych przez wpływowe kręgi zachodnioeuropejskie jako zapowiedź zmniejszenia się dysproporcji w tempie rozwoju gospodarczego między Eurolandem a Stanami Zjednoczonymi.Dotychczas jedną z najważniejszych, jeśli nie najistotniejszą, przyczyn niskich notowań wspólnej waluty był odpływ kapitału do USA, o czym świadczy chociażby dysproporcja między funduszami zaangażowanymi przez Europejczyków w fuzje i przejęcia za oceanem, a aktywnością instytucji amerykańskich w tej dziedzinie na naszym kontynencie.Według wyliczeń Deutsche Banku, przez dziewięć miesięcy br. różnica między kapitałem, który napłynął do Stanów Zjednoczonych, a tym, który wypłynął wynosiła 167 mld USD. Większość tej kwoty to fundusze europejskie. Łącznie firmy europejskie wyeksportowały 271 mld USD. Jednak nie wszystkie transakcje w ramach fuzji i przejęć finansowano gotówką, w niektórych przypadkach doszło do wymiany akcji.Być może tajemnica interwencji EBC, który wkraczał na rynek nie tylko w momentach słabnięcia euro, tkwi w analizie technicznej rynku walutowego. ? Interweniowali w bardzo ciekawych momentach ? powiedział Reuterowi Thomas Antonj, analityk techniczny ABN Amro. ? Siedziałem wtedy, uśmiechając się do siebie, i myślałem, czy nie mieli przypadkiem dostępu do moich wykresów.Momenty interwencji EBC, zdaniem Reutera, świadczą o tym, że bank wiedział, które poziomy notowań euro mają znaczenie dla dealerów i umiał wykorzystać te informacje.Jest to zapewne cenna wiedza, ale gdyby tak bardzo ostatnio krytykowany Wim Duisenberg, szef EBC, znalazł sposób na trwałe i znaczące umocnienie wspólnej waluty, zyskałby wdzięczność unijnych importerów. Wówczas jednak Niemcy nie mogliby się chwalić rosnącą nadwyżką w wymianie handlowej, bo ich eksportowi sprzyja słabe euro.

W.Z., bloomberg, reuters