Politycy nie mają, nigdy nie mieli, najmniejszych trudności z wynajęciem tuzina, dwóch tuzinów, profesorów ekonomii, socjologii, zootechniki, psychologii lub każdej innej dowolnej specjalności dla ubrania swoich zamiarów w stosowny naukowy sztafaż. Dlatego nikogo nie powinno specjalnie dziwić, że pod PSL-owskim projektem ustawy nowelizującej ustawę o NBP podpisał się szef katedry bankowości SGH, nauczyciel akademicki, człowiek z tytułem profesorskim. Co najwyżej rodzice ekonomistów in spe mogą się czuć zaniepokojeni, że edukacja ich pociech znajduje się w aż tak niepewnych rękach. Jest to bowiem projekt kompromitujący do tego stopnia, że czytając go nawet umiarkowanie wykształcony ekonomista czuje się głęboko zażenowany za sprawą niskich lotów własnej profesji.Całe lata strawione na cierpliwym tłumaczeniu politykom i opinii publicznej istoty niezależności banku centralnego okazują się stracone. Archaiczny projekt firmowany przez PSL świadczy tylko o jednym: politycy tracący kontrolę nad czymś tak użytecznym, jak pieniądz, tracą poczucie przyzwoitości. Odbiera im też najwyraźniej rozum.Jaki sens ma zmiana celu działalności NBP z obecnego ?utrzymania stabilnego poziomu cen, przy jednoczesnym wspieraniu polityki gospodarczej Rządu, o ile nie ogranicza to podstawowego celu NBP? na ściągnięte z konstytucji ?dbanie o wartość polskiego pieniądza?, uzupełnione jednak o wtręt, że ?w realizacji tego celu NBP wspiera politykę gospodarczą Rządu?? Istotę tej zmiany pojmie nawet szeregowy poseł.Po pierwsze ? definicja wartości polskiego pieniądza obejmuje również wartość zewnętrzną, czyli stawia przed bankiem cel pośredni w postaci kursu walutowego. Jego przekroczenie ? w górę lub w dół, czyli zarówno złoty zbyt mocny, jak i za słaby na gusta polityków, nawet gdyby bieżący poziom kursu nie zagrażał realizacji średniookresowego celu inflacyjnego, dawałby szansę odwołania rady. Okazuje się, że politycy są wielkimi maniakami wyznaczania ceny dolara. I nie cierpią, jeśli ktoś im w tym zbożnym dziele przeszkadza.Po drugie ? polityka monetarna zostałaby bezwarunkowo podporządkowana polityce gospodarczej rządu. Każdej i każdego, co wynika z logicznego rozbioru zapisu o weryfikowaniu jej za pomocą kryterium ?skutków społeczno-gospodarczych?. A politycy są ? jak wiadomo ? szczególnie wrażliwi na bezrobocie, wzrost gospodarczy, płace realne. Są za to immunologicznie odporni na podatek inflacyjny. A wszystko ponoć w imię ?rozwoju gospodarczego Ojczyzny i pomyślności obywateli?, bo na takiego potwora nowomowy autorzy nowelizacji każą teraz przysięgać członkom rady.Nikt, kto wziąłby taką przysięgę poważnie, nie mógłby zgodzić się na tolerowanie wysokiej inflacji, która zawsze i w każdych warunkach silniej uderza w uboższą większość niż w zamożną mniejszość. Ale co z tego, skoro rząd uznałby, że tempo dezinflacji powinno być bardziej umiarkowane z uwagi na ? powiedzmy ? konieczność przyspieszenia wzrostu gospodarczego, zwalczanie bezrobocia lub duże potrzeby budżetu? Stopy procentowe ustalane tak, żeby nie ?wyniszczać krajowej wytwórczości? ? takie oto marzenie ekonomicznych analfabetów trafiło expressis verbis do uzasadnienia nowelizacji ustawy o NBP.Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że za realizację takich politycznych wytycznych władza monetarna nie musi być zbyt wysoko wynagradzana. W końcu co to za sztuka być oportunistą, kiedy wiadomo, czego od ciebie oczekują nadzorcy? Nawet ostatni baran potrafiłby ustalać stopy i kurs oraz dawać tyle kredytów dolarowych na każde żądanie z własnych środków, żeby politycy byli zadowoleni. Dlatego za całkowicie spójny z pozostałymi propozycjami PSL-owskiego projektu uznać należy postulat redukcji wynagrodzeń w banku centralnym o 2/3. Jaka praca, taka płaca. No, i pracownicy, rzecz jasna.Bezmiar głupoty tego projektu jest porażający. A wszystko pod hasłem demokracji i odpowiedzialności. Nie ma takiej szkody, której nie dałoby się uzasadnić troską o demokrację, o interes szarego człowieka. Powiedzmy więc jasno: w polityce monetarnej nie ma miejsca na demokrację. A odpowiedzialność rady przed bogiem i historią, jak widzą to ci, którym marzy się oktrojowanie niezależności banku centralnego, jest w każdym wypadku lepsza niż odpowiedzialność NBP przed prezesem Kalinowskim i jego przypadkową, zmienną polityczną większością.

Janusz JANKOWIAK