Punkty orientacyjne

Każdy ma takiego guru, na jakiego zasługuje, albo na jakiego go stać. Można za grubszą forsę poradzić się wybitnego doradcy, czy za parę dolarów posłuchać, co o przyszłości rynku akcji ma do powiedzenia astrolog z Indii.Jest i tańszy sposób. Za cenę jednego egzemplarza ?Financial Timesa? czy ?Wall Street Journal? dowiemy się, że Abby Joseph Cohen wciąż jest w dobrym nastroju i uważa, iż w okresie 12 miesięcy Standard&Poor?s wzrośnie o 25% czy też jaka, według Ralpha Acampory, znanego analityka technicznego z Prudentiala, będzie wartość Dow Jonesa w roku 2011. Warte uwagi jest też stanowisko jego oponenta profesora Roberta Shillera.Acampora zachęcając do wchodzenia na rynek akcji oznajmił, że do roku 2011 Dow Jones Industrial Average osiągnie wartość 22 354,67 punktów. Precyzja godna podziwu. Natomiast profesor Shiller zalecił trzymanie się z daleka od akcji, bo nie ma szans na godziwy zarobek.? Jeśli ktoś obserwuje rynek i twierdzi, że akcje są przewartościowane, nie wiem, na jakiej planecie się znajduje ? polemizował Acampora, kwestionując spojrzenie swojego adwersarza na rynek przez pryzmat zysków i ich relacji do ceny papierów. Sukcesu w inwestowaniu upatruje on nie w bezmyślnym trzymaniu akcji do roku 2011, lecz w ciągłej rotacji, zdolności inwestorów do porzucania w odpowiednim czasie walorów przewartościowanych i znajdowania niedowartościowanych grup spółek i sektorów.Ten tok rozumowania nie jest obcy wielu innym komentatorom. ? Problem nie polega na braku gorących spółek, ale na ich nieobecności w sektorach, na których przywykli grać day-traderzy ? zauważył Walter Hamilton na łamach ?Los Angeles Times?.? Dzisiejszej gry nie można rozgrywać według ubiegłorocznych reguł ? wtórował Hamiltonowi analityk techniczny John Murphy.Ich skołowani oponenci doradzają na tym etapie lenistwo, czyli zwykłą obserwację nieuczestniczącą. Jest to trudna sztuka, nawet dla zawodowców ? zapewnia Greg Kuhn z bostońskiego funduszu hedgingowego Thoroughbred Partners.Pokusa bywa tak wielka, że zapomina się o dywersyfikacji portfela i o tym, że skromne kilka procent można zarobić na tak prostym instrumencie, jak obligacja municypalna. Ten sposób inwestowania okazuje się jednak zbyt nudny nawet dla siedemdziesięciolatka.W tych trudnych dla inwestorów czasach mylą się nie tylko amatorzy ryzykownego i gorącego pieniądza, ale także najlepsi profesjonaliści.Wyjątkowo zły rok miał Henry Blodget z Merrill Lynch, supergwiazdor wśród analityków spółek internetowych. Prawie wszystkie lansowane przez niego firmy wiosną poleciały w dół. Dopiero w sierpniu podjął desperacką decyzję i obniżył rekomendacje jednej trzeciej monitorowanych przez siebie dotcomów. Co ciekawe, jak złośliwie zauważył Paul Sloan z US News and World Report, kursy wówczas zmieniły się w niewielkim stopniu, a niektóre papiery nawet podrożały.Blodget, kupiony od Oppenheimera za marne 4 miliony dolarów, zasłynął trafioną prognozą wzrostu kursu akcji Amazon. W grudniu 1998 r. przy notowaniu na poziomie 243 USD zapowiedział zwyżkę do 400 USD. Stało się tak w ciągu zaledwie trzech tygodni. Blodget został prawdziwym guru i za swoje ubiegłoroczne zasługi został wyróżniony przez stowarzyszenie Institutional Investors. W tym roku chyba nie ma co liczyć na takie laury.Rok 2000 jest gorszy, kursy spadły, spółki wycofują się z ofert pierwotnych i nawet gwiazdy muszą się wyjątkowo starać, by one oraz ich chlebodawcy wyszli na swoje.Mark Edelstone z Morgan Stanley Dean Witter musiał wznieść się na wyżyny pomysłowości, by wygrać batalię o poprowadzenie oferty stającej do walki z Intelem spółki Transmeta, wspieranej przez Microsoft i George?a Sorosa, jednej z najgorętszych IPO w tym roku. Jego ekipa dyrektorom tej firmy zaprezentowała się nie w tradycyjnych wciąż jeszcze królujących na Wall Street garniturach, lecz w identycznych spodniach khaki i niebieskich koszulkach. Dali takie przedstawienie w kalifornijskim Palo Alto, że szefowie Transmety uwierzyli, że w trudnych czasach Morgan Stanley pomyślnie zorganizuje sprzedaż oferty i przekona inwestorów do zakupu akcji. Prezentację przy dźwiękach muzyki rockowej zakończył filmik, na którym piracki okręt pod banderą Robinsona Crusoe szturmuje, jak to określił Bloomberg, ?twierdzę komputerowego establishmentu?. Crusoe jest istotny, bo tak nazwano jeden z produktów Transmety. Dyrektorzy nieźle się ubawili, bank Edelstone?a doprowadził IPO do pomyślnego końca i bardzo udanego debiutu na giełdzie.Na Wall Street nikt nie jest pewien, co przyniesie następny rok, ale taką pewność ma Ma Prem Usha, indyjska wróżbitka czytająca z kart, urzędująca w delhijskim Sheratonie. Można się od niej dowiedzieć, że 2000 r. jest rokiem powieszonego za nogi wisielca, przyszły zaś przebiegać będzie pod znakiem cesarzowej, gwarantującej znaczną równowagę niekorzystnych i dobrych tendencji. Tamtejsi inwestorzy i zarządzający funduszami tłumaczą, że słuchają tego, co mówi Usha i astrologowie, by spojrzeć na rynek z innego punktu widzenia. Usha ograniczona jest liczbą kart, astrologowie zaś dysponują niepełnym warsztatem. Znają tylko dziewięć planet i 27 gwiazd, a to nie wystarcza, by wiedzieć o wszystkim, co kombinuje się w kosmosie.

Wojciech Zieliński