Na Ukrainie wybuchł prywatyzacyjny skandal. FDM, tamtejszy odpowiednik ministerstwa skarbu, sprzedał Ługańsktiepłowoz, wiodącego producenta lokomotyw, rosyjskiemu koncernowi Transmaszholding.
Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że o przetargu wiedziały tylko dwie spółki, wchodzące w skład koncernu z Rosji. Za 76 proc. udziałów ukraińskiej firmy zapłacono 59,9 milionów dolarów.
Zadziwiająco tania spółka
Eksperci uważają jednak, że za Ługańsktiepłowoz do budżetu mogło wpłynąć nawet 50 proc. więcej pieniędzy. Kupnem producenta lokomotyw interesowała się też grupa Priwat, należąca do Igora Kołomojskiego, oraz holding TAS, kontrolowany przez Siergieja Tigipko. - Nie było żadnej walki, nikt nie podwyższał ceny - czy to jest przetarg? - pyta retorycznie oburzony Timur Nowikow, zastępca dyrektora PriwatBanku, wchodzącego w skład biznesu Kołomojskiego. Przedstawiciele spółek, które chciały kupić Ługańsktiepłowoz, twierdzą, że nie zostali poinformowani o dacie przetargu. - Jeszcze w piątek próbowałam dowiedzieć się w siedzibie FDM, kiedy będą sprzedawane udziały spółki. Jednak milicja wyprowadziła mnie z budynku - mówi Marina Perejesławskaja przedstawiciel Marganeckiego kombinatu, który należy do grupy Priwat.
Walentyna Semeniuk, szefowa FDM, nie potrafi wyjaśnić, dlaczego nie poinformowała zainteresowanych o przetargu. Wcześniej zapowiadała, że przetarg na Ługansktiepłowoz będzie odbywać się w obecności dziennikarzy i kamer. Prywatyzacja zakładów z Ługańska ciągnęła się pięć lat.