Od silnego spadku rozpoczął się obecny tydzień na amerykańskim parkiecie. Inwestorów wystraszyły informacje o silnym spadku sprzedaży nowych domów. Dlaczego reakcja była aż tak silna? Chodzi przede wszystkim o narastającą liczbę niesprzedanych domów, co będzie wywierać presję na spadek cen. Te na razie w przypadku nowych domów trzymają się dość mocno, co może wskazywać na próbę przeczekania gorszej koniunktury bez obniżania cen. Jeśli jednak szybko nie pojawi się popyt, ceny trzeba będzie ostatecznie zmniejszyć. To zaś oddziaływałoby negatywnie na wartość domów na rynku wtórnym, a w efekcie na majątek Amerykanów i ich zdolność do finansowania za jego pomocą konsumpcji. Słaba sprzedaż nowych domów to również sygnał, że nie warto rozpoczynać nowych inwestycji. To zaś bezpośrednio oddziałuje na aktywność gospodarki. Mocne odbicie z ostatnich dni wskazuje, że analogie z sytuacją z wiosny 2006 r. są niezbyt uzasadnione. Rynek zachowuje się inaczej niż wtedy. Powstaje jednak pytanie, co jest lepsze - szybki i mocny spadek czyniący akcje bardziej atrakcyjnymi, co w efekcie stwarza zachętę do ich kupna, czy szybki powrót optymizmu, rodzący obawy, że jest on na wyrost. Obecne zachowanie amerykańskiej giełdy na tle wypadków z wiosny minionego roku wskazuje na jeszcze jedną dychotomię. Wtedy giełda przeżyła wyraźny spadek, choć prognozy zysków spółek były zachęcające. Tym razem opiera się przecenie, choć z punktu widzenia poprawy zysków pierwsza połowa tego roku zdaje się być "spisana na straty". To rodzi dwie kolejne wątpliwości. Czy wobec trudności gospodarki w USA spółki sprostają mocno obniżonym w poprzednich tygodniach prognozom, czy też będą miały problemy z ich wypełnieniem. Do rozpoczęcia sezonu publikacji wyników za pierwsze trzy miesiące tego roku zostały jeszcze dwa tygodnie. Na to pytanie trudno dziś odpowiedzieć, ale z każdym dniem inwestorzy będą sobie je coraz bardziej zdecydowanie zadawać. Odpowiedzi, jakie będą uzyskiwać, będą w dużym stopniu rzutować na przebieg zdarzeń w kolejnych dniach.