Wiele wskazuje na to, że Izba Skarbowa w Warszawie obiera łagodniejszy kurs wobec grających na giełdzie. Z "Parkietem" skontaktował się inwestor, którego skarga sprawiła, że Naczelny Sąd Administracyjny zajął się opodatkowaniem transakcji tzw. buy-backu. W listopadzie 2006 r. siedmiu sędziów NSA orzekło, że od dochodów z akcji nabytych przed 2004 r., a sprzedawanych spółkom w celu ich umorzenia, podatek się nie należy. Był to przełomowy wyrok. Do tej pory urzędy skarbowe przy rozliczeniu transakcji buy-backu uwzględniały jedynie różnicę między ceną kupna a ceną sprzedaży papierów na wezwaniu. Fiskus nie zważał na fakt, że przy wprowadzeniu "podatku Belki" w 2004 r. ustawodawca zwolnił z podatku dochody ze sprzedaży papierów wartościowych nabytych przed tym terminem. Urzędy skarbowe stały za to na stanowisku, że buy-back to nic innego, jak rodzaj dywidendy wypłacanej akcjonariuszom przez spółkę. Powoływały się na fakt, że cena na wezwaniu jest zwykle wyższa niż wcześniejszy kurs akcji.
Kontrowersje wykluczają
rażące naruszenie przepisów
Dzięki uchwale NSA duża część inwestorów, która odpowiedziała na wezwania spółek już po 2004 r., liczyć mogła na odzyskanie podatku. Wystarczyło napisać wniosek do urzędu skarbowego o nadpłatę, powołując się na sygnaturę sprawy (II FPS 2/06). Ale nie wszyscy mogli z tego skorzystać. W listopadzie pisaliśmy, że problem będą miały osoby, które już wcześniej starały się o zwrot. Zwykle takie sprawy kończyły się przegraną. Przepisy stanowią bowiem, że w takim przypadku wymagane jest wzruszenie decyzji organu skarbowego. To zaś, na mocy art. 247 ordynacji podatkowej, jest możliwe, jeżeli doszło do rażącego naruszenia prawa przez fiskus. I tu pojawiły się komplikacje. Trudno przecież obronić tezę, że niekorzystna dla inwestorów interpretacja buy-backu rażąco naruszała prawo, skoro o jej prawidłowości bądź nie wypowiadać się musiała najwyższa instancja.
Analogiczne sprawy,