Koniec karnawału za oceanem

Podobnie jak po karnawale przychodzi czas postu, tak w świecie amerykańskich korporacji po tłustych kwartałach trzeba przygotować się na chude. W pierwszych trzech miesiącach roku, według analityków, zyski wzrosły tylko o 4,3 proc.

Aktualizacja: 22.02.2017 16:14 Publikacja: 05.04.2007 09:30

Przez ostatnie pięć lat amerykańskie spółki zaskakiwały świetnymi wynikami. Wskaźniki wzrostu zysków rosły nieprzerwanie przez minione 14 kwartałów w dwucyfrowym tempie. Ten trend nie miał precedensu w historii firm wchodzących w skład indeksu S&P 500. W ślad za rosnącymi zyskami podążały giełdowe wskaźniki, odbijające się z wielkiego dołka po recesji i technologicznej zapaści.

Zimny prysznic

Dobre czasy się jednak kończą. W mijającym właśnie kwartale zyski operacyjne spółek wzrosną o około 4,3 proc. - twierdzą analitycy ankietowani przez Standard & Poors. W sondażu tej firmy, zajmującej się przewidywaniem rynkowych trendów, było już gorzej. Tydzień temu prognoza mówiła tylko o 4-procentowym wzroście zysków. Thomson wylewa też zimny prysznic na głowy optymistów, liczących na szybki powrót dwucyfrowego karnawału - w drugim kwartale br. zarobki spółek mają wzrosnąć o 4,5 proc., a w trzecim - o 6 proc. Jeszcze na początku roku eksperci przewidywali wzrost zysków o odpowiednio 6,8 i 7,8 procent.

Na szczęście trend spadkowy w obniżaniu prognoz zatrzymał się po dziewięciu kolejnych tygodniach, ale taki spadek dynamiki rentowności oznacza najwolniejszy wzrost zysków korporacyjnych od ponad pięciu lat. Nie brakuje jednak głosów sceptyków, takich jak Tom McManus, główny inwestor strategiczny Banc of America Securities, którzy mówią nawet o możliwości negatywnego wzrostu zysków rok do roku pod koniec przyszłego roku.

Już teraz na minusie w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku znajduje się sektor budowlany, narażony najbardziej na wahania koniunktury. Natomiast w branży dóbr wyższego rzędu McManus przewiduje spadek zysków o 9 proc. zamiast prognozowanych jeszcze w październiku ubiegłego roku 9 proc. wzrostu.

Winą za taką sytuację obarcza się przede wszystkim słabnącą gospodarkę Stanów Zjednoczonych. "Wzrost w pierwszym kwartale będzie wolniejszy" - mówi Bloombergowi Robert Mellman, ekonomista JPMorgan Chase - "dane za luty były raczej kiepskie". Już od kilku miesięcy ekonomiści zgodnie przewidywali, że w drugim kwartale wskaźniki wzrostu rentowności mają osiągnąć dołek.

Teraz jednak słychać coraz więcej głosów, że proces wygrzebywania się z niego będzie długotrwały i bolesny. Między innymi dlatego, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się będzie działo z największą gospodarką świata. "Spadek tempa wzrostu zysków korporacyjnych wraz z niejednoznacznymi sygnałami, dotyczącymi koniunktury gospodarczej, mogą wpłynąć negatywnie na poziom inwestycji w amerykańskich spółkach w 2007 roku" - uprzedza Brian Bethune, ekonomista w Global Insight Inc. z Massachusetts.

Wielką niewiadomą jest na przykład sytuacja w budownictwie i w sektorze nieruchomości, który odczuwa skutki załamania kilkuletniej koniunktury. Prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke uspokaja, że kryzys związany z pożyczkami hipotecznymi wysokiego ryzyka powinien mieć ograniczone skutki.

Jednak to właśnie sektor budownictwa odczuwa najmocniej spadek dynamiki wzrostu. Dolar pozostaje nadal czynnikiem ryzyka, tym bardziej że jego gwałtowny spadek może spowodować odpływ zagranicznych inwestorów z USA. Do tej pory amerykańska waluta, której wartość spada od 2002 roku, nie wpływała negatywnie na rynki i gospodarkę. Innym znakiem zapytania będzie zachowanie konsumentów, którzy muszą odczuć na własnych kieszeniach skutki obecnego kryzysu w sektorze nieruchomości. Na razie to jeden z jaśniejszych punktów na makroekonomicznym pejzażu, choć ostatnie raporty świadczą o spadku zaufania konsumentów.

Statystycznie wciąż nieźle

Statystycznie większość amerykańskich firm notowanych na giełdzie wciąż ma się nieźle i przynosi inwestorom godziwe pieniądze, a kluczowy wskaźnik cena/zysk znajduje się wciąż na poziomie 17 - zupełnie przyzwoitym, jeśli chodzi o perspektywy giełdowych wzrostów. Poza tym w wielu wypadkach każdy wzrost zysków oznacza kontynuację rekordów, ponieważ spółki i tak osiągają obecnie rekordowe wyniki. Dopiero negatywny wskaźnik wzrostu zysków mógłby zapowiadać recesję.

Analitycy z Wall Street mają to do siebie, że wolą przewidywać, iż będzie gorzej, niż jest, aby potem cieszyć się z lepszych wyników. Na minionych 15 kwartałów w 14 przypadkach wzrost zysków okazywał się wyższy od prognoz ekspertów. W tym okresie aż 70 procent spółek z S&P 500 przekraczało oczekiwania rynku.

Pozytywna norma

Dziesięć lat temu zaledwie co druga firma pozytywnie zaskakiwała inwestorów. Doszło do tego, że rynki przestały w wielu wypadkach reagować na dobre raporty finansowe spółek, nie wiedząc, czy rozbieżność między prognozami a rzeczywistymi rezultatami wynika ze zbyt konserwatywnego podejścia analityków, czy z dobrego zarządzania spółką.

Pozytywna niespodzianka stała się na giełdzie normą tak powszechną, że kursy nie notowały większych zmian po ogłoszeniu dobrych wyników. "Także i w 2007 roku zyski spółek powinny być generalnie wyższe od prognoz" - mówi Phil Dow, dyrektor ds. inwestycyjnych w RBC Gain Reuscher Inc. Na początku 2005 roku też przewidywano pogorszenie wyników spółek w drugim i trzecim kwartale, a było dokładnie odwrotnie. Historia jednak ma to do siebie, że nie zawsze lubi się powtarzać.

Gospodarka USA może nawet zwolnić, ale nie oznacza to automatycznie osłabienia rentowności amerykańskich spółek - przypomina Bret Gallagher, zastępca dyrektora ds. inwestycyjnych w firmie Julius Baer Investment Management w Nowym Jorku. Wiele dużych spółek ma także możliwość zrekompensowania sobie gorszych wyników w USA wzrostem sprzedaży na światowych rynkach. Gospodarki Indii, Chin czy krajów Europy Środkowo-Wschodniej wciąż rozwijają się bardzo szybko, a globalizacja daje wielu dużym korporacjom luksus dywersyfikacji.

Ułatwia to płynniejsze wychodzenie z kryzysów w porównaniu z sytuacją sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Przykładem spółki korzystającej z koniunktury poza granicami USA może być Nike, która w zakończonym 28 lutego kwartale obrachunkowym odnotowała wzrost sprzedaży w USA zaledwie o 2 procent, ale w rejonie Azji - Pacyfiku już o 11 proc., a w Europie - o 15 proc. "Nie można nie doceniać wpływu, jaki Chiny, Indie, Europa Wschodnia oraz inne regiony mogą mieć na amerykańskie spółki" - mówi Jim Paulsen, główny ekonomista Wells Capital Management w Minneapolis.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Materiał Promocyjny
Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28