Weekendowa Analiza Futures

Aktualizacja: 28.02.2017 01:50 Publikacja: 30.03.2008 13:53

Podczas gdy my suszyliśmy ubrania po jakże zabawnym dniu tradycyjnego

rzucania się soplami lodu, Amerykanie już pracowali. Ich tydzień pracy

rozpoczął się jeszcze w poniedziałek. Dla nich było to w sumie opłacalne,

bo rynki akcji zanotowały wzrost cen. Za główny powód zwyżki podawano

nadzieję inwestorów na poprawę sytuacji na rynku nieruchomości. Tą

nadzieję miały rozbudzić publikowane właśnie w poniedziałek dane o

sprzedaży domów na rynku wtórnym. Okazały się one lepsze od prognoz.

Kolejne dni tygodnia zweryfikowały ten optymizm. Indeks SP500 ubiegły

tydzień zakończył się pod poziomem startu. Wspomniane poniedziałkowe dane

były bowiem jednymi z niewielu, które miały szansę poprawić nastroje

byków. Kolejne publikacje wskazywały raczej na dalsze problemy

amerykańskiej gospodarki. Tak więc, mamy za sobą kolejne potwierdzenie

aktualności powiedzonka o wiośnie i jaskółce. W tym roku jakże prawdziwego.

W kolejnych dniach w USA pojawiły się dane, które dały nam do zrozumienia,

że w Stanach narastają problemy dotyczące wielkości konsumpcji. Sentyment

konsumentów, a więc i skłonność do zakupów jest obecnie niska. Miary tego

sentymentu, jak wskaźnik zaufania konsumentów, czy liczony przez

Uniwersytet Michigan wskaźnik nastrojów, spadają. W piątek dowiedzieliśmy

się, że realne wydatki amerykańskich gospodarstw domowych nie zmieniły

się, gdy w tym samym czasie wzrosły dochody. Niższa skłonność do

konsumpcji ma swoje konsekwencje. Stawia ona pod znakiem zapytania

skuteczność podejmowanych przez rząd wysiłków mających na celu pobudzenie

konsumpcji. Programy redukcji podatków, czy rabatów podatkowych, które w

przeszłości i tak nie były za bardzo skuteczne, tym razem mogą odnieść

jeszcze mniejszy skutek.

Pamiętajmy, że Amerykanie są skołowani. O ile poprzednie okresy

spowolnienia nie były przyjemne, to mimo wszystko nikt nie obawiał się o

własny dom. Kredyty były spokojnie spłacane, a ceny nieruchomości nie

leciały w dół w takiej skali i tempie. Tym razem jest inaczej. Chęć do

zakupów i radosnej konsumpcji zdecydowanie maleje, gdy ma się przed sobą

perspektywę możliwego żądania banku o zwiększenie zabezpieczenia kredytu

hipotecznego ze względu na spadające ceny domów. Zresztą takie problemy

mają ci, którzy w ogóle mają środki na bieżące regulowanie zobowiązań

wobec banków. Niestety, rośnie liczba tych, którzy sobie z tym nie radzą.

Liczba kredytów, których spłata rat jest opóźniona, lub umów kredytowych,

które zostały przez bank zerwane ze względu na brak spłat, stale rośnie i

jest rekordowo wysoka.

Należy przy tym pamiętać, że to przecież dopiero początek problemów

Amerykanów. Nadal trwają spory, czy gospodarka amerykańska jest już w

recesji, czy jeszcze nie. Niektórzy twierdzą, że recesja jest już faktem.

Inni krzyczą, że to najgorszy kryzys od 80 lat przypominając tragedię lat

trzydziestych, jako poziom odniesienia. Mamy tez grupę uspokajających,

którzy twierdzą, że recesji jeszcze nie ma, a zbytnie obawy są

przesadzone, bo gospodarka złapała tylko mocniejszy kaszel i jak zwykle

sobie z nim poradzi. Ciekawe, że także z tego obozu wychodzą opinie, że

faktycznie, gdyby do recesji doszło, to nie byłaby ona tak lekka, jak

kilka ostatnich, ale trwałaby pewnie dłużej. Skoro nawet u "pocieszaczy"

pojawiają się takie opinie, to co ma pomyśleć zwykły Amerykanin? Rezerwa w

konsumpcji jest więc uzasadniona. Tym razem wzywanie do patriotycznych

zakupów może natrafić na mur niezrozumienia.

Znaczna większość działań, które są teraz podejmowane, ma za zadanie

zmniejszyć negatywne skutki kryzysu. Program rank to także działanie raczej odwlekające

to, co nieuniknione. Ta gra ma za zadanie rozłożenie w czasie fali

nieruchomości, jakie pojawiłyby się na rynku, gdyby banki miały normalnie

podchodzić do swoich klientów i wystawiać na sprzedaż domy będące

zabezpieczeniem kredytów. Ma to uchronić rynek nieruchomości przed zalewem

podaży, a więc i jeszcze szybszym spadkiem cen. Spadek cen nieruchomości

to w tej chwili jeszcze problem kredytobiorców. Gdyby ta tendencja miała

przyspieszyć, to stałoby się to już problemem banków, które zalewając

rynek nieruchomościami zbijałyby ceny pozostałych nieruchomości, co

prowadziłoby do kolejnych decyzji o zamknięciu umowy kredytowej.

Oczywiście zamiast sprzedawać, banki mogłyby teoretycznie odczekać na

lepszy okres dla nieruchomości, ale to tylko teoria. Nie będą one chciały

blokować sobie aktywów. Tym bardziej czymś, co traci wartość.

Podejmowane są więc wysiłki, które mają za zadanie z jednej strony

minimalizować liczbę zamykanych umów kredytowych, a z drugiej pobudzić

konsumpcję. Jak na razie ten drugi element nie idzie zbyt dobrze. Tu swoje

trzy grosze dodaje także pogarszająca się sytuacja na rynku pracy. Liczba

miejsc pracy maleje. Rośnie liczba osób starających się o zasiłek dla

bezrobotnych. Ostatnio zanotowany spadek stopy bezrobocia był jedynie

wynikiem zmniejszenia się liczby osób zaliczanych do aktywnych zawodowo. Z

ogólnej liczby osób w wieku produkcyjnym rośnie bowiem grupa tych, którzy

są bez pracy i już przestali szukać pracy. Ci nie są brani pod uwagę przy

kalkulacji stopy bezrobocia. Taki sposób liczenia pokazuje ładne

statystyki, ale nie oddaje faktycznego obrazu sytuacji. Tu nadal

najważniejszą pozostaje zmiana liczby miejsc pracy w sektorze

pozarolniczym. Właśnie w tym tygodniu będziemy mieli okazję ją poznać.

Prognozy jasno wskazują, że rynek nie oczekuje tu poprawy. Oficjalnie

prognozuje się spadek o ok. 40 tys. osób, ale nie brak opinii, że spadek

będzie większy i sięgnie 70-75 tys. osób.

Kończy się marzec, a więc powoli zamykamy pierwszy kwartał 2008 roku. Dane

marcowe pozwolą na dokonanie prognoz dotyczących tempa wzrostu

gospodarczego w USA. Mamy za sobą dane o konsumpcji, a przed nami jeszcze

informacja o poziomie aktywności gospodarczej. W tym tygodniu pojawią się

wartości wskaźników ISM dla przemysłu i usług. Poprzednie odczyty nie były

optymistyczne, a poprawy się teraz nie oczekuje. Kwiecień to także miesiąc

publikowania wyników finansowych za I kw. W tym tygodniu jeszcze niewiele

się dowiemy, ale w przyszłych będzie już pod tym względem ciekawiej.

Ubiegły tydzień to oczywiście nie tylko informacje z USA. Także na naszym

podwórku miało miejsce kilka ciekawych wydarzeń. Poznaliśmy tempo

sprzedaży detalicznej, które okazało się wyższe od prognoz. Rada Polityki

Pieniężnej zdecydowała się podnieść stopy procentowe o 25 pkt. bazowych,

choć nie wszyscy takiego ruchu się spodziewali. Kilku analityków liczyło

się w możliwością, że do takiej podwyżki dojdzie dopiero w kwietniu. Nikt

jednak nie ma wątpliwości, że nadal znajdujemy się w cyklu zacieśniania

polityki pieniężnej.

Rada w treść ostatniego komunikatu wplotła zdanie: "W kierunku obniżenia

inflacji powinny również oddziaływać dokonane dotychczas podwyżki stóp

procentowych NBP". Wywołało to dyskusję, czy to nie jest przypadkiem

pierwszy element sygnalizujący możliwość zakończenia sekwencji podwyżek.

Większość twierdzi, że jedno zdanie nie zmieni sytuacji makro, a ta wymaga

dalszego zacieśniania polityki pieniężnej. Zresztą wydaje się, że i w

samej radzie panuje przekonaniemawiają za podwyżkami. Tu jednym z argumentów jest

kurs walutowy. Podwyżki stóp w Polsce sprzyjają wzmocnieniu się polskiej

waluty. Sprzyjają temu także oczekiwania na kolejne podwyżki. Wplecenie

wspomnianego zdania być może miało dać sygnał, że tempo dokręcania śruby

zmaleje, co wcale nie oznacza, że rada już zmieni kierunek ruchu stóp. Nie

ulega jednak wątpliwości, że obecne podwyżki stóp nie są reakcją na

bieżące wartości inflacji, ale na jej wartości w przyszłości. Ostatnie

ruchy mają wpłynąć na tempo zmian cen na początku przyszłego roku. Nie

jest więc wykluczone, że do najbliższej publikacji projekcji inflacyjnej

rada pokusi się jeszcze o jeden ruch zacieśniających politykę monetarną, a

z kolejnymi decyzjami się wstrzyma. Wprawdzie obecnie strachu o tempo

wzrostu gospodarczego nie ma, ale nadal czynniki zewnętrzne niosą zbyt

wiele niewiadomych. Cały czas mocno niepewna jest sytuacja w USA, a jej

rozwój może mieć wpływ na elementy znaczące dla naszej gospodarki. Jak

choćby kondycja gospodarki europejskiej.

Na koniec proponuję rzuć okiem na kilka wykresów, by złapać rzeczywistą

perspektywę, gdzie się w tej chwili znajdujemy. Na początek trzy indeksy

amerykańskie dj.gif Nasdaq.gif i SP500.gif Jak widać, mają one za sobą

dość spory spadek, ale trudno ostatnie tygodnie uznać za sygnały zmiany

wcześniejszej słabości. Inna sprawa, to relatywnie mocne zachowanie się

rynku akcji amerykańskich. Owszem, dla inwestorów zza granicy nawet brak

spadku cen akcji przy padającym dolarze to już strata, ale nadal twierdzę,

że skala dotychczasowej przeceny jest stosunkowo niewielka do tego, co nad

amerykańską gospodarką wisi. Sytuacja indeksów strefy europejskiej nie

jest lepsza, a nawet nieco gorsza cac40.gif dax.gif ftse100.gif Odbicia na

pierwszych dwóch są naprawdę mizerne i mówienie w tej chwili o powrocie

wzrostów jest mocno ryzykowne. Strefa azjatycka przeżywa trudne chwile

nikkei.gif hsi.gif shanghai.gif

W takich okolicznościach nasz popyt podnosi rynek i stara się wyjść nad

poziom lokalnego szczytu. Prawie się udało. Cała prawda o popycie pojawi

się za kilka dni, gdy marzec zostanie zamknięty. Czy nasz rynek ma prawo

zachowywać się lepiej od amerykańskiego? Ma, bo nasza sytuacja gospodarcza

jest lepsza, ale nie oznacza to, że musi. Trzeba pamiętać, że zmiany cen

nie wynikają jedynie z tego, w jakiej kondycji jest gospodarka. Jeśli

świat ma problemy, to także i na naszym rynku kapitałowym będzie to widać.

Taka jest cena globalizacji i wolności przepływów kapitałów. Być może

będziemy relatywnie silniejsi od Amerykanów, ale nie oznacza to, że

unikniemy przeceny w przypadku spadków za oceanem. Najwyżej skala tej

przeceny będzie trochę mniejsza, choć i to nie jest pewne, bo nasz rynek

nadal uchodzi na ryzykowny, co pozwala akceptować większą zmienność cen.

Zatem i spadek cen może być u nas duży, ale i późniejszy ewentualny wzrost

cen także będzie bardziej dynamiczny.

Wykresy tygodniowe szerszego indeksu WIG.gif czy tego, który oparty jest

tylko na największych spółkach wig20tyg.gif , nie wskazują na zmianę

trendu w dłuższym terminie. Na razie mamy cały czas do czynienia z korektą

wcześniejszych przecen. Koncepcja podwójnego dna jest ciekawa, ale na

poważnie będzie rozważana dopiero, gdy taka formacja się pojawi. Zanim

posiadacze długich pozycji zaczną sobie wymierzać, gdzie to rynek nie

"powinien" dojść po wybiciu z formacji, muszą się wysilić, by do tego

wybicia w ogóle doszło. W ubiegłym tygodniu takie chwile wysiłku były

dwie. Pierwszą było wysokie otwarcie we wtorek, co faktycznie wielkim

wysiłkiewe ruchy nie budzą

zaufania do kupujących, ale trzeba też przyznać, że i podaż nie była tym

razem zbyt aktywna. Powrót pod wtorkowe minimum będzie także powrotem do

stanu przewagi podaży. Wtedy będzie można oczekiwać na przecenę w okolice

przynajmniej marcowego dołka.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy