Obserwatorzy coraz częściej zwracają uwagę, że światowe rynki akcji zaczynają wyraźnie faworyzować dobre informacje, jednocześnie ignorując negatywne doniesienia. Nawet jeśli owe dobre informacje (np. wyniki spółek amerykańskich) są dobre tylko dlatego, że są lepsze od niewygórowanych prognoz, to jest to sygnał zmiany nastroju na rynku. Innymi słowy, atmosfera zaczyna sprzyjać odwróceniu niekorzystnych trendów.
Niestety, na obwieszczenie końca bessy jest po prostu za wcześnie. Przede wszystkim nie pojawiły się jeszcze jednoznaczne techniczne sygnały zakończenia tendencji spadkowej. Pojawiają się co najwyżej "poszlaki" przemawiające za takim scenariuszem (patrz ramka), ale podejmowanie na ich podstawie decyzji jest obarczone ponadprzeciętnym ryzykiem.
Opór nie został pokonany
Być może rozwiązaniem jest monitorowanie sytuacji technicznej pod względem najprostszych kryteriów, czyli poziomów wsparcia i oporu. Po pierwsze, ani amerykański S&P 500, ani nasz rodzimy WIG nie pokonały jeszcze kluczowych poziomów oporu, za jakie można uznać szczyty z lutego. Warto przy tym zwrócić uwagę, że S&P 500 znajduje się stosunkowo blisko tej strefy oporu (w czwartek brakowało do niej nieco ponad 2 proc.). W przypadku WIG-u dystans do lutowego szczytu wynosi więcej - prawie 6 proc.
Pozostawanie indeksów poniżej poziomów oporu oznacza, że nie został spełniony podstawowy formalny warunek zakończenia trendu spadkowego. Kolejne lokalne szczyty wciąż położone są coraz niżej, więc nie można mówić o przełomie. Można co najwyżej mówić o wytraceniu impetu przez trend spadkowy, biorąc pod uwagę fakt, że kolejne ostatnie dwa dołki są położone na zbliżonym poziomie.