Przez ostatnie sześć miesięcy notowania Polimeksu-Mostostalu obniżyły się o ponad jedną trzecią, a mimo to trudno mówić, że są atrakcyjne. Chodzi głównie o wciąż wygórowaną wycenę, która nie zostawia miejsca na odstępstwa od realizacji optymistycznych scenariuszy. Z fundamentalnego punktu widzenia zakładają dalszy szybki wzrost w branży budowlanej oraz to, że presja płacowa w gospodarce nie wpłynie istotnie na rentowność naszych przedsiębiorstw.
Z rynkowej perspektywy chodzi głównie o to, że najgorsze w branży funduszy inwestycyjnych mamy już za sobą. To oznaczałoby, że presja na wyceny spółek, związana z bilansem przepływów kapitału na warszawskim parkiecie, nie byłaby już zbyt duża. To bardzo istotna kwestia ze względu na to, że ten element był jednym z najważniejszych powodów oderwania się wycen firm budowlanych od rzeczywistości w pierwszej połowie minionego roku.
Po ustąpieniu tego czynnika, a wręcz jego odwróceniu się (tegoroczny bilans napływów i odpływów w funduszach inwestycyjnych jest mocno ujemny) istnieje obawa, że wycena skoryguje się nie tylko do neutralnego poziomu. Ale rośnie prawdopodobieństwo wejścia w obszar niedowartościowania. Współczynnikom wyceny Polimeksu-Mostostalu do takiego poziomu jeszcze daleko.
Co znaczą słabe notowania
W ostatnim czasie notowania firmy na tle rynku prezentują się dość słabo. Po dwumiesięcznej konsolidacji powyżej 7,5 zł kurs opuścił ją dołem. To poważne ostrzeżenie przed zakończeniem odbicia po przecenie, jaka przetoczyła się przez rynek tych papierów na przełomie 2007 r. i 2008 r.