Największy od 2,5 roku spadek dynamiki produkcji przemysłowej (-0,7 proc. m/m) w USA, nie popsuł w czwartek humorów inwestorom na Wall Street. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie, obserwując początek sesji, gdy główne amerykańskie indeksy, które rozpoczęły notowania od niewielkich spadków, dość szybko "zazieleniły się". Zamknięcie czwartkowej sesji może być ważną wskazówką przy prognozowaniu najbliższej przyszłości na Wall Street. Zignorowanie bardzo słabych danych o produkcji byłoby drugim istotnym czynnikiem, po zignorowaniu rekordowych cen ropy, który sugeruje, że inwestorzy zwracają uwagę tylko na dobre dane. Tym samym byłby to sygnał, że obserwowana od połowy marca poprawa koniunktury ma szanse być kontynuowana w najbliższych tygodniach. Ewentualne wzrosty mogłyby zdecydowanie przyśpieszyć, gdyby rozpoczęła się silniejsza korekta na rynku ropy. Innym impulsem będzie odbicie na rynku nieruchomości. Już nieznaczna poprawa sytuacji bez rozstrzygania, czy rynek ten osiągnął dno, czy też nie, ma szanse stać się silnym impulsem windującym ceny akcji.

Natomiast gdyby próbować znaleźć czynnik, który może zakończyć trwającą już dwa miesiące poprawę sytuacji, to należałoby postawić na inflację. Eksplozja cen w Stanach Zjednoczonych to obecnie jedyny impuls, który ma realną szansę w sposób zdecydowany popsuć nastroje na giełdzie. Reperkusje ewentualnych czwartkowych spadków, wywołanych publikacją raportu o dynamice produkcji, nie są tak daleko idące, jak w przypadku rozważanego wyżej optymistycznego scenariusza. Tylko zdecydowana, sięgająca około 1 proc. przecena indeksów, mogłaby budzić obawy rynku. Utworzone w takiej sytuacji długie czarne świece na wykresach dziennych S&P500 i Nasdaq Composite stanowiłby potwierdzenie formacji spadającej gwiazdy z dnia poprzedniego. Tym samym byłaby to zapowiedź 1-2-tygodniowego pogorszenia koniunktury. Jednak wciąż nie byłby to silny średnioterminowy sygnał sprzedaży.

X-Trade Brokers DM