Tysiące osób traci pracę na Wall Street, bo zmagające się z problemami banki głęboko tną zatrudnienie. Choć wiadomo, że redukcje etatów w branży finansowej nie są niczym nowym - następują wraz z każdym okresem dekoniunktury - to jednak tym razem jest trochę inaczej: wszystko odbywa się w niepokojącej ciszy. Niektórzy bossowie nie wspominają nawet słowem o odejściu swoich ludzi.
W Citigroup, Goldman Sachs i Morgan Stanley pierwszą wskazówką, że ktoś odszedł, mogą być wiadomości zwrotne
z e-maili z informacją, że adres pracownika jest już nieaktywny. Od lata banki na całym świecie ogłosiły plan likwidacji 65 tys. etatów. Ale ile konkretnie osób straci pracę, nie wiadomo. W przeszłości banki zwykle
dokonywały radykalnych cięć za jednym zamachem.
Na przykład po krachu w 1987 r. pracownicy byli wzywani do pokoi konferencyjnych i zwalniani masowo. Tym razem firmy preferują drobne cięcia dokonywane w ciągu tygodni lub nawet miesięcy. Część z tych,