Sfinks pasowałby do naszego portfela. Moglibyśmy osiągnąć wiele efektów synergii, konsolidując tę firmę - twierdzi Wojciech Mroczyński, członek zarządu AmRestu. Dodaje, że przekroczenia 5 proc. w kapitale Sfinksa na pewno nie należy traktować jako inwestycji finansowej. Czy to oznacza, że giełdowy operator Pizzy Hut zamierza ogłosić wezwanie do sprzedaży akcji Sfinksa? - Na razie mamy 5 procent kapitału, jest więc jeszcze za wcześnie, by mówić o wezwaniu - zaznacza Mroczyński. Dodaje, że dalsze kroki zależą m.in. od ceny i płynności akcji Sfinksa. Inwestorzy nie pozostali obojętni na wieści płynące z restauracyjnych spółek. Na otwarciu wczorajszej sesji walory Sfinksa zdrożały o 11 proc. Potem wzrosty były jeszcze większe. Na koniec dnia za akcję płacono 22,37 zł (+ 22,9 proc.). Jednak i tak walory Sfinksa są wciąż o ponad 60 proc. tańsze niż przed rokiem. Z kolei papiery AmRestu wczoraj taniały. Na zamknięciu sesji kosztowały 85,05 zł (-4,2 proc.).
Co zrobi Tomasz Morawski?
Jeśli AmRest będzie chciał kupić Sfinksa, kluczowa będzie postawa największych akcjonariuszy przejmowanej spółki. Teraz karty rozdaje jedna osoba - Tomasz Morawski. Kontroluje 44,5 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy Sfinksa. Agencja Thomson Reuters informuje, że AmRest już rozmawia z głównym akcjonariuszem Sfinksa w sprawie fuzji. Czy tak rzeczywiście jest? - Nie chcę tego komentować - mówi tylko Wojciech Mroczyński.
- Fuzja AmRestu i Sfinksa miałaby biznesowy sens. Jednak porozumienie uniemożliwiają rozbieżne oczekiwania co do ceny transakcji - twierdzi "jeden z głównych akcjonariuszy Sfinksa", cytowany przez Thomson Reuters. Dodaje, że nawet oferta 20-30 proc. wyższa od obecnej ceny rynkowej nie jest satysfakcjonująca.
Oprócz Tomasza Morawskiego, próg 5 proc. głosów w Sfinksie przekraczają też Alico (13 proc.) oraz Commercial Union OFE BPH WBK (11,97 proc.).