Laureat ekonomicznej Nagrody Nobla z 2004 r. nie sądzi, by właściwe było mówienie o sytuacji w USA w kategoriach kryzysu. Zdaniem Edwarda C. Prescotta, problemy mają głównie instytucje finansowe.
Starszy doradca oddziału Fedu w Minneapolis przypomniał podczas wizyty w Warszawie, że kryzys na amerykańskim rynku nieruchomości jako taki zredukował wzrost PKB największej gospodarki świata jedynie o część punktu procentowego. Według niego, wszystkie zestawienia strat, jakie w wyniku zamieszania na rynku kredytów poniosły banki, wyglądają groźnie, ale nie przekładają się na realną gospodarkę. Nawiązując do słów noblisty, Stanisław Kluza, szef Komisji Nadzoru Finansowego i były ekonomista BGŻ, powiedział w rozmowie z PAP, że gospodarka USA przechodzi "zaburzenie", a nie kryzys.
Prescott jest też optymistą, jeśli chodzi o deficyt handlowy USA. - W dużej mierze jest on przeszacowany - mówi. Nie obawia się też zbytnio o pozycję dolara jako rezerwowej waluty świata, choć uważa, że pomyślną przyszłość ma przed sobą także euro. W dość lekkim tonie wypowiada się o globalnej inflacji. Jego zdaniem, powinna ona zacząć spadać za rok. Ekonomista zgadza się, że w dłuższej perspektywie lekiem na wysokie ceny ropy winna stać się dywersyfikacja źródeł energii. I dodaje, że z energii odnawialnej robi się dziś "polityczny show".
Prescott przybył do Warszawy na zaproszenie KNF. Nagrodę Nobla otrzymał wraz z Finnem Kydlandem za badania nad sytuacjami, w których posunięcia polityki gospodarczej przypadają na nieodpowiedni moment cyklu koniunkturalnego. Ich prace pomogły ugruntować się poglądowi, że to sama gospodarka najlepiej reaguje na spowalniające ją szoki.