Analizując wpływ rozpoczynających się dzisiaj igrzysk na gospodarczy rozwój Chin, trzeba uwolnić się od piorunującego wrażenia, jakie robi skala związanych z Olimpiadą 2008 wydatków. W ujęciu nominalnym sumy te odzwierciedlają przede wszystkim wielkość chińskiej gospodarki i tempo jej rozwoju. W związku z przyspieszoną integracją ze światowym systemem gospodarczym, Pekin przeżywa głód inwestycji infrastrukturalnych. Wiele z przedsięwzięć pozornie związanych z olimpiadą jest Pekinowi potrzebnych niezależnie od niej, a plan rozwoju metropolii i całego państwa na kolejne lata jest nie mniej ambitny, niż w okresie poprzedzającym igrzyska. Olimpiada jawi się w tym świetle jako krótkotrwały bodziec, który nie będzie miał wpływu na długofalowy rozwój chińskiej gospodarki, ale też nie jest w stanie uodpornić jej na efekty globalnego załamania.
Igrzyska czy pokaz siły?
W swej ponad 100-letniej historii letnie igrzyska olimpijskie wielokrotnie służyły jako narzędzie propagandowe. Rozmach, z jakim przystąpiono do organizacji tegorocznej, 29. edycji tej największej sportowej imprezy, sprawia wrażenie, że Chinom również zależy przede wszystkim na poprawie wizerunku oraz wykazaniu wyższości tamtejszego systemu polityczno-gospodarczego. Zwłaszcza że aspiracje rozwijającego się w ekspresowym tempie azjatyckiego giganta zderzyły się z kontrowersjami wokół naruszania przez chińskie władze praw człowieka. W rezultacie tegoroczne igrzyska bywają określane jako najbardziej upolitycznione od czasu olimpiady w Moskwie w 1980 r. W tym świetle interpretowana bywa kwota, jaką chiński rząd przeznaczył na organizację igrzysk, w zależności od źródeł oceniana na 30-50 mld USD. Ponieważ przewyższa ona co najmniej dwukrotnie koszty poniesione przez gospodarzy poprzednich letnich igrzysk, a kolejne również będą zdecydowanie tańsze, poniesione wydatki wydają się być przejawem chińskiej gigantomanii. Niektóre inwestycje, jak np. rozbudowa portu lotniczego w Pekinie o największy pasażerski terminal świata, którego powierzchnia przekracza o 17 proc. wszystkie terminale londyńskiego Heathrow razem wzięte, wydaje się w tym kontekście przykładem komunistycznej pokazuchy. Organizacja najdłuższej w historii sztafety ze zniczem olimpijskim, przyspieszone lekcje kulturalnego zachowania dla chińskich obywateli czy usilne próby zneutralizowania smogu tylko te wrażenie pogłębiają.
Porównywanie Chin i poniesionych przez nie nakładów z państwami goszczącymi igrzyska w poprzednich latach jest jednak mylące. Żadne z nich nie rozwijało się tak dynamicznie, a ich awans do grupy państw wysoko rozwiniętych nie był tak odległy, jak w przypadku Państwa Środka.
Jeśli wziąć pod uwagę tempo wzrostu chińskiego produktu krajowego brutto, dynamikę inwestycji i skalę wielu realizowanych tam niezależnie od olimpiady przedsięwzięć, przekonamy się, że Chiny nie stroją się w piórka mocarstwa, lecz powoli nimi obrastają. Można natomiast spytać, czy związane z obecną olimpiadą wydatki oraz generowane przez nią przychody przyspieszają ten proces, czy go hamują. Wiele wskazuje na to, że pomimo gigantycznych na pierwszy rzut oka środków przeznaczonych na ten cel, z punktu widzenia rozwoju gospodarczego Chin, a nawet samego Pekinu, będą one jedynie krótkotrwałym epizodem. Przede wszystkim, związane z igrzyskami wydatki rozłożone były w czasie i często wpisane były w pięcioletnie plany gospodarcze. Pekin ubiegał się o możliwość organizacji igrzysk dwukrotnie, a otrzymał ją w 2001 r., pokonując m.in. Paryż i Toronto. Ponieważ kandydaci na gospodarza olimpiady muszą poczynić pewne przygotowania jeszcze przed wyłonieniem zwycięzcy, budowa niektórych obiektów w chińskiej stolicy ruszyła już w latach 90. Inwestycje nie ustaną także po igrzyskach, gdyż wiele z ambitnych celów przewidzianych w obecnej pięciolatce upływającej w 2010 r. rozpocznie się dopiero po zakończeniu wielkiej fety w Pekinie.Infrastrukturalny boom