Specjalna grupa powołana przez administrację prezydenta Busha ogłosiła, że spekulanci nie odpowiadają za rekordowe w tym roku zwyżki cen ropy. To dziwne, bo dwa lata wcześniej Senat USA wydał opracowanie, z którego wynika, że spekulacja jest odpowiedzialna za blisko 50 proc. wzrostu cen "czarnego złota". No cóż, specyfiką demokracji są spory między władzą wykonawczą a ustawodawczą. Obie się zresztą zgadzają w tym, że poważny wpływ na kształtowanie się cen ropy ma obecna nierównowaga między popytem a podażą tego surowca. Jednakże mało robią, by to zmienić. Na Alasce istnieją złoża ropy dorównujące wielkością saudyjskim. Gubernator tego stanu Sarah Palin bezskutecznie dobija się do różnych drzwi w Waszyngtonie, żądając od narodowych decydentów pozwolenia na ruszenie owego bogactwa. I co? I nic.
O nierównowadze popytu i podaży lubi dużo mówić szef Gazpromu Aleksiej Miller. Snuł nawet futurystyczną wizję świata w 2012 r. cierpiącego z powodu braku surowców energetycznych. Jak wynika z danych Banku Światowego, w Rosji jest corocznie niepotrzebnie spalany przy wydobyciu ropy gaz, który mógłby zaspokoić potrzeby energetyczne Francji. Skoro Miller wzywa ludzkość do rozsądku, mógłby zacząć naprawiać świat od własnej firmy.
Przykładem nieefektywnego wykorzystywania pokładów surowców są również działania rosyjskiego sojusznika - Iranu, kraju leżącego na olbrzymich złożach ropy i gazu, racjonującego paliwo. I nic dziwnego, od czasów szacha nie modernizowano tam rafinerii i teraz produkcja paliw leży na łopatkach.
Na ceny ropy wpływają również zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw. Rynkowi gracze za największe z nich uznają terrorystów z... Nigerii. Gdy tylko jakiś watażka rządzący kilkoma wioskami zagrozi, że będzie wysadzać rurociągi, cena "czarnego złota" skacze o kilka dolarów w Nowym Jorku. A wystarczyłoby wynająć prywatną firmę wojskową, taką jak np. Executive Outcoms. W kilka dni zapewniłaby bezpieczeństwo dostaw. Spółki tego typu radziły sobie przecież ze zniszczeniem partyzanckich armii w Sierra Leone i Angoli.
Przykład "rebeliantów" z delty Nigru wskazuje na ciekawy trend: rynek zwykle reaguje na mało istotne zagrożenia dla dostaw, ignoruje zaś poważne. Tegoroczny rekord cen ropy został osiągnięty m.in. dlatego, że Iran ogłosił, że wystrzelił na manewrach kilka rakiet Shehab-3. Zdecydowana większość graczy rynkowych zdawała się nie zauważać, że te pociski ajatollahowie mają od kilku lat, a na fotce z wystrzeliwania irańskich rakiet doklejono Photoshopem kilka dodatkowych Shehabów. Tak więc nędzne fałszerstwo wywołało panikę na rynku, a prawdziwe zagrożenia takie jak zacieśnianie przez Syrię i Iran kontroli nad Libanem (od tego kraju może się zacząć przyszła wojna izraelsko-syryjska) nie wywołują na traderach żadnego wrażenia.