Do wyborów parlamentarnych na Słowacji jeszcze dwa lata, ale tamtejszy rząd już obawia się, że po przyjęciu przez kraj euro jego popularność zacznie spadać. Dlatego robi wszystko, by obywatele nie odczuli wzrostu cen.
W wywiadzie dla agencji SITA premier Robert Fico powiedział, że rząd może znacjonalizować spółki świadczące usługi komunalne, jeśli zrealizują one plany podwyżek. Znany z populistycznych posunięć premier stwierdził, że jego rząd "traci cierpliwość" do firm takich jak należące do włoskiego Enela Slovenske Elektrarne, największy w kraju producent prądu. Rynek elektryczności i gazu jest na Słowacji dość scentralizowany, co budzi obawy o nadużywanie przez wytwarzające je firmy pozycji dominującej.
"Interes publiczny"
Fico przeprowadził też dość karkołomną interpretację konstytucji, która zezwala na upaństwowienie mienia prywatnego jedynie, gdy wymaga tego interes publiczny. Politykę firm energetycznych określił jako "w zasadzie przeciw państwu, przeciw jego obywatelom, a więc przeciw interesowi publicznemu". Zarzucił im chęć nieustannego zwiększania zysków, bez oglądania się na fakt, że dochody na Słowacji są o wiele niższe niż na Zachodzie.
W ubiegłym tygodniu Fico złożył inną deklarację niezbyt dobrze przyjętą przez biznes. Na spotkaniu z działaczami związkowymi stwierdził, że chce doprowadzić do zwiększenia płacy minimalnej z 8,1 tys. do 8,9 tys. koron (980 zł). Oznaczałoby to zerwanie z regułą, że minimalne wynagrodzenie rośnie proporcjonalnie do wzrostu wynagrodzeń w ogóle. - Ludzie powiadający, że podwyżka może prowadzić do wyższego bezrobocia, nie wiedzą, o czym mówią - stwierdził premier. Innego zdania są przedsiębiorcy.