Niemieccy producenci stanęli w obliczu najszybszego wzrostu cen hurtowych od 1981 r. Nadzieje, że Europejski Bank Centralny obniży stopy procentowe, mogą zatem okazać się przedwczesne, a perspektywy ożywienia anemicznej gospodarki Niemiec w najbliższych miesiącach są niskie. Mimo to ekonomiści nie oczekują recesji, a dzięki deprecjacji euro i zahamowaniu zwyżek cen ropy naftowej nastroje niemieckich inwestorów nawet się poprawiły.
Szalejąca inflacja
Ceny produkcji w Niemczech rosły w ubiegłym miesiącu najszybciej od 27 lat - podał we wtorek Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden. Za surowce i półprodukty niemieccy producenci płacili w lipcu o 8,9 proc. więcej niż przed rokiem i o 2 proc. więcej niż w czerwcu. Tak wysoki odczyt zdecydowanie przekroczył oczekiwania analityków, którzy spodziewali się rocznego wzrostu cen hurtowych na poziomie 7,5 proc. Katalizatorem wzrostu cen produkcyjnych okazała się oczywiście energia, która zdrożała w ciągu roku o 25 proc. Po wyłączeniu kosztów energii, inflacja wyniosła w lipcu 3,6 proc.
Piętrzące się koszty firmy przerzucają na swoich klientów, co skutkuje zwyżką cen konsumpcyjnych. Wprawdzie wskaźnik CPI nadal utrzymuje się w Niemczech na nieco niższym poziomie niż w całym Eurolandzie, jednak lipcowy skok cen o 3,6 proc. w ujęciu rocznym był najwyższy od 16 lat.
Groźba "technicznej recesji"