Taka zmienność notowań S&P 500 jak w trakcie ostatnich sesji ostatnio występowała w 2002 r., gdy kończyła się najsilniejsza
fala bessy po pęknięciu internetowego bąbla. Jednocześnie wtedy pierwsze bankructwo, związane
z kreatywną księgowością w amerykańskich firmach, zapowiadało tę najmocniejszą wyprzedaż.
W związku z tym wydaje się, że głównym dylematem rysującym się obecnie na amerykańskim parkiecie jest rozstrzygnięcie, czy zbliżamy się do końca złej koniunktury, czy też jesteśmy przed najbardziej gwałtownym ruchem w dół. Ta wątpliwość z fundamentalnego punktu widzenia sprowadza się do tego, czy perspektywa dalszego osłabienia wydatków konsumenckich i z tej strony presja na gospodarkę USA znalazły już w pełni odbicie w cenach akcji. Przez ostatni rok amerykańskie indeksy spadły mniej niż na innych dojrzałych rynkach. Można więc przypuszczać,
że nie.