Jeszcze w niedzielę wieczorem można było przypuszczać, że rynki rozpoczną nowy tydzień pozytywnie nastrojone przez amerykańskich kongresmenów, którzy uzgodnili zapisy ustawy o pomocy publicznej dla banków. Stało się wręcz przeciwnie. Banki, zamiast ciągnąć indeksy w górę, przyczyniły się do kolejnego dużego spadku.

Takiego dnia w historii europejskiej bankowości nie było od dawna. Po pomoc publiczną musiały sięgnąć trzy duże banki: belgijski Fortis, brytyjski Bradford & Bingley i niemiecki Hypo Real Estate Holding. Za oceanem doszły do tego kłopoty Wachovii, której notowania zostały zawieszone po tym, jak w handlu przedsesyjnym spadły o 90 proc. Był to też kolejny niedobry dzień dla banków regionalnych z National City Corp. z Ohio na czele (tuż po otwarciu tracił już dwie trzecie wartości). Sektorowy indeks S&P 500 Financials zniżkował w tym momencie o 6 proc. W tej sytuacji w godzinę po otwarciu główne amerykańskie indeksy, które otworzyły się na niewielkim tylko minusie, traciły już ponad 3 proc. Na tym tle pozytywnie odcinała się AIG, która poinformowała, że rozważa inne możliwości niż przejęcie przez państwo (wzrost o 4,5 proc.).

Spadkami rzędu 5 proc. zakończyły dzień giełdy w Europie. Po miesiącu tak burzliwym jak wrzesień takie wyniki może nie robią już na nas piorunującego wrażenia, ale informacja o tym, że zachodnioeuropejski Dow Jones Stoxx 600 spadł wczoraj najmocniej od 21 stycznia (o 5,1 proc.) daje do myślenia. Czerwono było na wszystkich - poza bułgarskim - europejskich parkietach, a w Irlandii i Luksemburgu spadek głównych indeksów przybrał rozmiar dwucyfrowy.

W tempie 6-proc. traciły również akcje spółek z sektorów energetyki i surowców (indeks MSCI). Najważniejszą wiadomością dnia, z ich punktu widzenia, był dalszy ciąg korekty cen ropy naftowej (o prawie 7 proc. przed południem w Nowym Jorku). Silnie taniała także miedź. Ucieczka od akcji i surowców poskutkowała znacznym wzrostem cen obligacji.

Parkiet