Już od ponad roku fundusze inwestycyjne nie sprzedają się jak świeże bułeczki. W sierpniu 2007 r. klienci kupili ich najwięcej w historii - za ponad 15 mld zł. W sierpniu tego roku sprzedaż była na poziomie najniższym odkąd zbierane są takie dane, czyli od listopada 2006 r. - wyniosła już tylko niespełna 6 mld zł. Na domiar złego, jak twierdzą eksperci, nie była wynikiem "nowego" zainteresowania funduszami, a jedynie rezultatem konwersji, czyli dokonywanych przez klientów przetasowań w portfelu posiadanych jednostek. Tym samym dystrybutorzy funduszy inwestycyjnych stanźli przed poważnym wyzwaniem.
Zmiana podejścia do klienta?
Pytanie, jak bessa zmieniła podejście dystrybutorów produktów inwestycyjnych, jeszcze przed rokiem głównie funduszy, do klientów. Wystraszeni czerwienią na parkiecie klienci wymagają innego traktowania. Już tak ochoczo - jak przed rokiem i wcześniej, kiedy stali w niekończących się kolejkach po jednostki, nie zważając na to, czy ktoś ich poczęstuje szklanką wody i miło obsłuży - nie pukają do drzwi pośredników finansowych. Wydaje się, że do obiegu wraca hasło "klient - nasz pan".
Jednak przedstawiciele największych banków sprzedających fundusze i największych firm pośrednictwa finansowego niechętnie udzielają komentarza w tej sprawie. Pytani o zmianę podejścia do klienta, mówią o zmianie wachlarza oferowanych produktów inwestycyjnych, o tym, że bessa była potrzebnym zimnym prysznicem dla "niedojrzałych finansowo" klientów lub wcale nic nie mówią. A niektórzy twierdzą wręcz, że ich podejście do klientów wcale się nie zmieniło. - Tutaj należałoby zapytać, kogo podejście miałoby ulec zmianie. Dobry doradca swojego podejścia nie zmienił. Z pewnością sprzedawca, który chciałby być nazywany doradcą, teraz zachowuje się inaczej, jednak klienci nie powinni takim osobom powierzać swoich oszczędności - komentuje Łukasz Bugaj z Xelion.Doradcy Finansowi.
Inny wachlarz