Fakt, że piątkowa sesja wypadała w 79. rocznicę początku krachu na Wall Street, wzmagał obawy co do jej przebiegu. Były słuszne. Najpierw załamała się Azja, Nikkei 225 spadł o 9,6 proc. Potem wyprzedaż przelała się przez Europę. Tutaj spadki sięgały 10 proc. Na sam
koniec na 6-proc. minusie otworzyły się rynki w Nowym Jorku.
Wyprzedaży na światowych rynkach akcji nie da się nazwać inaczej niż paniką i pod tym względem sytuacja nie różni się od obserwowanej w 1929 r., mimo że wtedy indeksy spadały mocniej niż teraz. W piątek wyprzedaż sprowokowały m.in. bardzo słabe dane dotyczące gospodarki brytyjskiej, która oficjalnie znalazła się już w recesji. W strefie euro spadły znów wskaźniki koniunktury w sektorze usług i przemyśle. Jedynie z rynku nieruchomości w USA napłynęły lepsze wieści - sprzedaż coraz tańszych domów lekko wzrosła. Na koniec spadki na głównych rynkach zachodnioeuropejskich udało się zredukować do 4-6 proc. Za Atlantykiem giełdy także lekko odbiły od minimów osiągniętych tuż po starcie handlu.
Spadkom przewodziły w piątek koncerny motoryzacyjne i naftowe. Te pierwsze drastycznie tną produkcję i prognozy. Walory Toyoty na giełdzie w Tokio spadły o ponad 5 proc., akcje PSA Peugeot Citroen w Paryżu taniały nawet o 16 proc. Volvo, ze względu na słabe widoki dla rynku ciężarówek, tąpnęło w notowaniach o 17 proc.
Z kolei koncernom naftowym wybitnie nie sprzyja wyprzedaż ropy. Nie zdołała jej w piątek powstrzymać decyzja OPEC o ograni-