Amerykańskiemu S&P 500 mniej więcej 10 proc. brakuje do dołków internetowej bessy. Przy notowanej w ostatnich tygodniach zmienności może do tej bariery dotrzeć nawet w ciągu dwóch sesji. Bardziej realne jest jednak to, że ruch w jej kierunku zajmie więcej czasu. W miarę zbliżania się do niej powinna słabnąć skłonność do wyprzedawania akcji, a wzrosnąć liczba inwestorów gotowych "łapać" dołek. W efekcie dynamika ruchu w dół może się w najbliższym czasie zmniejszyć. Byłaby to korzystna okoliczność pozwalająca spokojniej spojrzeć na wydarzenia rynkowe.

Poniedziałkowe dane o sprzedaży domów w Ameryce na rynku pierwotnym wypadły podobnie, jak piątkowe informacje z rynku wtórnego. Sprzedaż nie była tak zła, jak się spodziewano, ale ceny domów szły w dół. Kryzys nieruchomościowy coraz wyraźniej wkracza więc w kolejną fazę, która będzie odciskać głównie piętno na cenach. Te mają jeszcze ogromny potencjał spadku. Można odnieść wrażenie, że tendencja zniżkowa dopiero w tym zakresie się zaczęła. Na rynku wtórnym ceny obniżyły się z około 230 tys. USD w szczycie w latach 2005-2006 do niecałych 192 tys. USD obecnie. W 1999 r. nie przekraczały 140 tys. USD. Presję na ceny podtrzymuje wciąż ogromny stos niesprzedanych domów.

Trudno wiźc takie informacje, jak sprzedaż domów na rynku pierwotnym, odczytywać w pozytywnych kategoriach i doszukiwać się w nich zachęt do kupna akcji. Tym bardziej że patrząc realnie, sprzedaż i tak jest niska. Nie tylko ocena rynku nieruchomości, ale całej gospodarki jest niekorzystna. Znajduje to odzwierciedlenie w obniżanych prognozach zysków amerykańskich spółek. Na IV kwartał analitycy zapowiadają wzrost o 0,7 proc., z wyłączeniem spółek finansowych, i 19,3 proc. z nimi. To cyfry, których jeszcze 2-3 tygodnie temu mało kto się spodziewał. Co gorsza, można obawiać się, że to jeszcze nie koniec redukcji prognoz i w ostatnich trzech miesiącach zobaczymy spadek zysków spółek, z wyłączeniem branży finansowej. Rynki akcji teraz to dyskontują.