Po 11 września 2001?r. uświadomiłem sobie, o ile w ogóle potrzebowałem na to dowodu, że żyjemy w nowym świecie – świecie globalnej, kapitalistycznej gospodarki, znacznie bardziej elastycznej, odpornej, otwartej, samoregulującej się i podlegającej szybszym zmianom niż jeszcze 25 lat wcześniej – pisał we wstępie do autobiograficznej pracy „Era zawirowań" Alan Greenspan. W wydanej w 2007 r. książce wniosek, że światowa gospodarka jest stabilna jak nigdy wcześniej, powtarza się wielokrotnie.
Powody do zadowolenia
Ale były prezes Rezerwy Federalnej nie był jedynym, który optymistycznie oceniał jej kondycję. – To już czwarty z rzędu rok bardzo silnego wzrostu gospodarczego na świecie, i to wzrostu, który utrzymał się pomimo przeciwności, takich jak drożejące surowce – powiedział jesienią 2006 r. Raghuram Rajan, ówczesny główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Kilka miesięcy wcześniej tłumaczył, że „istotnym źródłem dobrej koniunktury były wzbierające przepływy dóbr, usług i kapitału pomiędzy krajami, czyli globalizacja".
Choć Rajan dostrzegał też zagrożenia, powodów do zadowolenia politykom, bankowcom centralnym i ekspertom międzynarodowych organizacji faktycznie wówczas nie brakowało. Pierwsza połowa minionej dekady to ukoronowanie tzw. wielkiej normalizacji, czyli okresu relatywnie niskiej zmienności głównych wskaźników ekonomicznych, takich jak tempo wzrostu produktu krajowego brutto czy inflacja. O ile w latach 80. i 90. globalna gospodarka rozwijała się według danych MFW w średnim rocznym tempie niewiele przekraczającym 3 proc., między 2001 a 2007 r. było to już około 4,1 proc. Jeśli nie brać pod uwagę pierwszych lat tego okresu, gdy świat wciąż odczuwał skutki pęknięcia bańki na rynku spółek internetowych, roczne tempo wzrostu sięgało niemal 5?proc.
Koło zamachowe
Kołem zamachowym były kraje rozwijające się, które wyszły wzmocnione z serii kryzysów z lat 90. W latach 2001–2007 ich PKB powiększał się w imponującym tempie 6,6 proc., w porównaniu z około 3,5 proc. w poprzednich dwóch dekadach. Spektakularnego przyspieszenia, średnio do 4,9 proc. rocznie, doświadczyły w tym czasie także państwa Europy Środkowo-Wschodniej.
Natomiast gospodarki dojrzałe rozwijały się w niezmienionym wobec poprzedniej dekady tempie, wskutek czego ich rola w światowym systemie gospodarczym zaczęła systematycznie maleć. Jeszcze w latach 90. łączny udział Ameryki Północnej, Europy Zachodniej i Japonii w globalnym PKB sięgał 57 proc. Dziś jest to 47 proc. W tym czasie awansowały w szczególności wschodzące kraje Azji.