Walne zgromadzenia większości spółek giełdowych nie mają takiej frekwencji jak wczorajsze zgromadzenie udziałowców Elektrimu czekających na powrót spółki na giełdę. Zgromadziło ono ponad 40?osób, nie licząc przedstawicieli rady nadzorczej, zarządu i głównego akcjonariusza – Zygmunta Solorza-Żaka.
Bez użycia siły
Choć mniejszościowi inwestorzy nie dysponowali nawet 2?proc. głosów, silniejszy nie wykorzystał sytuacji i dyskusja z zarządem Elektrimu toczyła się w przyjaznej atmosferze.
Jeśli nie liczyć scysji, w jaką wdał się na samym początku spotkania znany wśród giełdowych graczy Maciej Niebrzydowski, syn Elżbiety Sjoeblom, niegdyś posiadaczki ponad 5?proc. akcji Elektrimu. Nie otrzymawszy odpowiedzi na pytania o płatności w 2010 r., zaapelował do prezesa Wojciecha Piskorza, aby następnym razem przygotował się do rozmowy, i wzburzony wyszedł z sali, nie głosując nad uchwałą w sprawie zatwierdzenia skonsolidowanego sprawozdania Elektrimu za 2010 rok.
Pozostali inwestorzy nie ulegli emocjom i zadawali pytania zarządowi. Przewodniczący walnego z czasem przestał oponować, mimo że pytania o sytuację finansową, rozliczenia spółki, wartość jej akcji i powrót na giełdę się powtarzały i padały poza porządkiem obrad. – Gdy uporządkujemy bilans, będziemy się zastanawiać nad ewentualnym powrotem na giełdę. Ze stratą i ujemnymi kapitałami własnymi według stanu na sierpień to niemożliwe – powiedział Piskorz. Potem przyznał, że realny termin ponownego notowania akcji Elektrimu na GPW to 2013 rok.
Strata nie będzie tarczą
Na 31 sierpnia strata netto Elektrimu wynosiła 8,6 mld zł. Jak zapewnił prezes, ma ona charakter czysto bilansowy, nie podatkowy, co oznacza, że w przyszłości grupa nie będzie mogła jej wykorzystać do obniżania zobowiązań wobec urzędu skarbowego. Strata ta to księgowy efekt rozliczenia ugody kończącej spór o Polską Telefonię Cyfrową. – Strata częściowo może zostać pokryta dzięki restrukturyzacji grupy i łączeniu ze spółkami zależnymi – powiedział Piskorz.