Rynek nie znosi próżni. A zwłaszcza rynek kapitałowy, który – z uwagi na dynamikę zdarzeń i zaangażowane środki – próżnię eliminuje stosunkowo szybko. Ma to miejsce w wielu obszarach, ale szczególnie widoczne jest w dziedzinie sądownictwa, gdzie rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością a oczekiwaniami uczestników rynku jest najbardziej wyraźny. Sąd nadaje bowiem na falach długich, a uczestnicy rynku odbierają na falach krótkich (a nawet ultrakrótkich), przez co trudno im w swoich działaniach?uwzględnić rozstrzygnięcia sądowe (lub ich brak), zwłaszcza że niekiedy bywają one bardzo kreatywne i innowacyjne, a przez to – nieprzewidywalne.
Sytuacja taka wymusiła wypracowanie przez rynek pewnych substytutów, jak np. „produkt akcjopodobny" – PDA, jako odpowiedź na przedłużające?się procedury rejestracji nowych emisji akcji (choć oczywiście pełnym zwycięstwem będzie „ucywilizowanie" tej procedury, ale ta bitwa dopiero się rozpoczyna) oraz zabezpieczenie powództwa jako substytut orzeczenia sądowego.
Raj i piekło w jednym
Zabezpieczenie powództwa to „pochodny instrument prawny", który ma na celu niejako „zamrożenie" sytuacji na czas postępowania sądowego. Niestety, świat gna naprzód, a postępowanie sądowe trwa latami, więc zamrożenie sytuacji w spółce może doprowadzić do katastrofy. Zabezpieczenie powództwa z jednej strony wydaje się więc rajem (szybkie, tanie, bez ryzyka), a z drugiej –piekłem (zaskoczenie, asymetria prawna, „inżynieria prawna", sprzeczność z faktami i przepisami prawa). Jak to możliwe, że ten sam instrument może być tak skrajnie różnie oceniany i do tego jest tak bardzo popularny?
Problem w tym, że za zalety zabezpieczenia powództwa trzeba zapłacić cenę w postaci wad. Instrument ten jest łatwy do uzyskania w ciągu kilku dni, gdyż nie są stosowane procedury postępowania – nie są przeanalizowane wszystkie dowody, nie jest wysłuchana druga strona, strona ta nawet nie wie, że takie postępowanie się toczy! Nic zatem dziwnego, że zapadające rozstrzygnięcia często są zaskakujące. Jeśli bowiem decyzja jest podejmowania bez dokładnego przeanalizowania aktualnego stanu prawnego, bez znajomości stanu faktycznego, bez możliwości wysłuchania drugiej strony, to często jest też bez... sensu.
Nierówne szanse dwóch stron
Szczególnie groźna jest tutaj asymetria prawna, która dotyczy nierównych szans stron nie tylko na etapie przedstawiania faktów, ale także w odniesieniu do łatwości uzyskania postanowienia. Zabezpieczenie powództwa uzyskamy w ciągu kilku dni, a na jego „odkręcenie" potrzebnych jest kilka miesięcy! W tej sytuacji strona, która zaatakuje pierwsza, jest w zdecydowanie lepszej sytuacji, a przecież uczestnikom obrotu gospodarczego nie o to chodzi – ważne jest, kto ma rację, a nie, kto pierwszy zaczął. Jeśli sąd wydaje zabezpieczenie powództwa z szybkością kobry, a właściwego rozstrzygnięcia sprawy dokonuje z „wolnością" żółwia, to nawet jeśli sąd po latach przyzna nam rację, może to nie mieć żadnego ekonomicznego znaczenia.