Do tej pory nie ustalono wszystkich odpowiedzialnych za kradzież, jakiej dokonano pod koniec 2010 roku. – Z kont firm hakerzy ukradli uprawnienia do emisji warte według ówczesnych cen 30 mln euro. Zanim odkryto przestępstwo, uprawnienia zmieniły właściciela nawet kilkanaście razy – opowiada Gomółka.
Kradzione uprawnienia prawdopodobnie przechodziły również przez polski rynek, a potem zostały odsprzedane dalej. Polskie firmy nie padły jak dotąd ofiarą takiego procederu.
– Do tej pory nie odnotowaliśmy nieautoryzowanych dostępów czy nieprawidłowości w funkcjonowaniu naszego rejestru uprawnień. Jeżeli miały miejsce jakieś oszustwa zachodzące przy transakcjach między firmami, to nie mieliśmy żadnych sygnałów, aby odbywały się one przy użyciu krajowego rejestru uprawnień – podkreśla Paweł Mzyk.
Oczywiście kusi też VAT
Kradzieże uprawnień z kont przez hakerów to jednak drobiazg w porównaniu ze skalą strat, jakie unijne państwa odnotowały z powodu wyłudzenia VAT w handlu prawami do emisji CO2. Wartość handlu tymi prawami szacowana jest na 90 mld euro rocznie. Część transakcji wykonywano jednak tylko po to, by zarobić na odliczeniu VAT.
Przestępcy stosowali odmianę tzw. karuzeli podatkowej. Firma A kupowała prawa do emisji CO2 za granicą. W związku z tym, że jest to wewnątrzwspólnotowa dostawa usług, transakcja zwolniona jest z podatku VAT. Potem firma A sprzedaje w swoim kraju firmie B prawa do CO2. Przy tej transakcji A nalicza VAT zgodnie z lokalną stawką. B występuje o zwrot podatku VAT, a sama sprzedaje uprawnienia do emisji CO2 za granicę, stosując zerową stawkę VAT.
Ten prosty mechanizm został odkryty przez urzędy skarbowe zbyt późno. Straty w skali państw europejskich szacuje się na 5–9 mld euro, sama Francja oszacowała swoje straty na 1,8 mld euro. Polska była jednak poza centrum tych transakcji, bo nie działa u nas żadna duża giełda handlująca uprawnieniami.
Pierwszym wyrok w procesie o oszustwa podatkowe w handlu prawami do emisji CO2 wydał sąd w Paryżu. Główny oskarżony Fabrice Sakoun, mieszkający w Izraelu, podobnie jak większość innych nieobecny na rozprawie, otrzymał karę pięciu lat więzienia i grzywnę miliona euro. Czwórka wspólników została skazana na kary od roku do czterech lat więzienia i grzywny od 100 tys. do miliona euro.
Spółki giełdowe rządzą na rynku praw do emisji CO2
Najwięcej uprawnień do emisji dwutlenku węgla tzw. EUA otrzymała Polska Grupa Energetyczna. Z krajowej puli darmowych uprawnień 208,5 mln ton CO2 na PGE przypada prawie 54 mln ton. Grupa co roku odnotowuje jednak niedobór uprawnień, ponieważ wypuszcza do powietrza więcej gazów, niż wynosi jej limit. W efekcie w ubiegłym roku zabrakło jej 5,9 mln praw do emisji CO2, co wycenia ten niedobór na ok. 180 mln zł.
Z kolei Tauron ma co roku nadwyżkę praw do emisji CO2. Jak podaje w rocznym sprawozdaniu, na koniec 2011 r. grupa kapitałowa Tauron miała 258 mln zł przychodów ze sprzedaży uprawnień do emisji gazów cieplarnianych.
Choć to energetyka wypuszcza do powietrza najwięcej dwutlenku węgla, jednym z najbardziej aktywnych graczy na tym rynku jest PKN Orlen. Naftowy koncern w 2011 roku sprzedał posiadane nadwyżki uprawnień do emisji CO2 oraz zawarł terminowe transakcje zakupu uprawnień. Na koniec 2011 roku grupa PKN Orlen zaoszczędziła uprawnienia o wartości niemal 400 mln zł, ponadto posiadała jednostki redukcji emisji (ERU) otrzymane nieodpłatnie w związku ze zrealizowaną w 2008 roku inwestycją na instalacji kwasu azotowego redukującą emisję gazów cieplarnianych. Uprawnienia ERU należące do Orlenu są warte ok. 100 mln zł.
Grupa Lotos, która do niedawna miała nadwyżkę uprawnień do emisji CO2, w ostatnim roku już przekroczyła swój limit. Ale spółka znalazła sposób, jak skorzystać na handlu zanieczyszczeniami powietrza. Jako jedno z nielicznych polskich przedsiębiorstw wykorzystała różnice cen między europejskimi jednostkami emisji (EUA) oraz tymi przyznawanymi za granicą (CER) i w ubiegłym roku zawierała transakcje zamiany między tymi jednostkami. mak
Co to jest ETS?
ETS – czyli system handlu prawami do emisji gazów cieplarnianych – ma zachęcić firmy do obniżenia szkodliwych dla klimatu emisji. Został wprowadzony przez Komisję Europejską w 2005 r. Firmy dostają za darmo limity emisji (EUA) równe jednej tonie CO2. System polega na tym, że przedsiębiorstwa emitujące za dużo CO2 muszą dokupywać uprawnienia, a inne firmy, które ograniczyły emisje, zarabiają na sprzedaży swoich limitów. Uprawnieniami EUA można swobodnie handlować na giełdach, a także zamieniać je na jednostki emisji przyznawane za granicą (CER). Oprócz tego na unijnym rynku funkcjonują jednostki ERU, przyznawane za inwestycje ograniczające emisje gazów cieplarnianych. Systemem EU ETS objętych jest 11,8 tys. przedsiębiorstw z Unii Europejskiej, Islandii, Norwegii i Lichtensteinu. Z Polski jest to obecnie ok. 840 instalacji. Firmy mają roczny limit emisji niespełna 2 mld ton CO2, z tego 205 mln przypada na polski rynek. mak