Przedstawiciele biur foreksowych przekonują, że rynki zagraniczne na dobre zadomowiły się w głowach polskich inwestorów. – Wprowadzenie QE w Stanach Zjednoczonych było kluczowym czynnikiem decydującym o wzroście zainteresowania wśród naszych klientów giełdami zagranicznymi. Jeżeli dorzucimy do tego długoletni marazm na GPW, otrzymamy coraz większą chęć wskoczenia do pociągu z napisem „hossa" – mówi „Parkietowi" Mariusz Dębski, makler TMS Brokers.
W podobnym tonie wypowiada się Krzysztof Koza, analityk Admiral Markets. – Nasi klienci wykazują coraz większe zainteresowanie zagranicznymi indeksami giełdowymi. Świadomi inwestorzy szukają bowiem możliwości dywersyfikacji ryzyka, zgodnie z giełdowym przysłowiem nie trzymają wszystkich jajek w jednym koszyku – tłumaczy.
Łukasz Kowalczuk, specjalista City Index, jednym tchem wymienia zalety płynące z wyjścia poza GPW. – Mówiąc o możliwościach inwestowania w indeksy zagraniczne, jakie mają inwestorzy indywidualni w Polsce, warto przypomnieć najważniejsze zalety kontraktów CFD. Są to m.in. niskie koszty transakcyjne, większa dostępność oraz elastyczność w dokonywania transakcji – wylicza.
Ameryka nadal w cenie
Kierunkiem pierwszego wyboru dla wielu polskich inwestorów są Stany Zjednoczone. Trudno się temu dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że amerykańskie indeksy znajdują się w okolicach historycznych szczytów. Gracz, który na początku roku kupił kontrakt CFD na indeks S&P500 o nominale 1 lota, handlując przy standardowej dźwigni 1:100 (wymagany depozyt ok. 9600 zł), posiada na rachunku ponad 40 tys. zł. Pomimo ponadsześcioletniej hossy mnożniki fundamentalne nie są specjalnie wyśrubowane – agencja Bloomberg podaje, że wskaźnik C/Z dla Dow Jones Industrial (indeks 30 blue chips) wynosi 15,5. Dla S&P500 (szeroki indeks) sięga 18,4, zdecydowanie najmocniej rozgrzany jest Nasdaq 100 (indeks technologiczny) wyceniany ze wskaźnikiem w wysokości 23,3.
Pomimo istnienia dobrze znanych ryzyk – geopolityki, gorszych danych makro i „wymagających" wycen – wielu strategów nadal obstawia kontynuację hossy w USA. Adam Parker, strateg Banku Morgan Stanley, wskazuje trzy silne argumenty. – Po pierwsze, spodziewamy się dalszego ożywienia gospodarczego. Sądzimy, że w II i III kwartale dynamika PKB będzie przyspieszać – czytamy w najnowszym raporcie. – Po drugie, uważamy, że rynkowe oczekiwania dotyczące tegorocznych wyników spółek są zbyt niskie. W ciągu ostatnich 39 lat z podobnym pesymizmem mieliśmy do czynienia sześć razy, nigdy nie wcześniej niż w połowie cyklu hossy – zauważa Parker. Po trzecie, nastroje na amerykańskim rynku akcji nie są jeszcze ekstremalnie bycze. Zaangażowanie funduszy hedgingowych w amerykańskie aktywa jest zbliżone do pięcioletniej średniej. Nastroje na wielu światowych giełdach są nawet bardziej optymistyczne niż w USA. Wszystko to sprawia, że mamy dobre warunki do kontynuacji hossy na Wall Street – przekonuje strateg.